30 marca 2018

Przemiana /6 tydzień/ - zmiana czasu na letni

Dzień 1 /21.03.18/

Wczoraj po kinie wróciliśmy do domu i razem z córką
wypiłyśmy białe wino, półsłodkie, prawie dwie butelki.
Czułam się świetnie, zasnęłam jak niemowlę.
Gorzej było dzisiaj rano.

*
Masakra, skusiłam się na zjedzenie 5 żółtek /od jajek z biedronki/
na wędzonej słoninie, dodałam sobie do tego pół pomidora.
I co??? Serce waliło jak po maratonie, rozbolała mnie głowa,
nakichałam się, nasmarkałam.
Fakt, po ok. 10-15 minutach przeszło, pozostał jedynie lekki ból głowy.
Jednak coś jest na rzeczy, dobrze że idę po świętach do alergologa,
może on coś poradzi ... :-)

Oprócz tego wypiłam czarną kawę i wodę.

*
No i mam, byłam w aptece wykupić leki dla teściowej,
czułam, że coś zaczyna się dziać, brzuch zaczął mi rosnąć,
zrobiło mi się słabo i serce momentalnie zaczęło szybciej bić.
Trochę się wystraszyłam, ale nie mogłam spanikować.
Wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu.
Po drodze czułam jak zbiera mi się w jelitach i będzie nie wesoło
jak nie zdążę do toalety.
Wpadłam do domu i nawet nie zdążyłam się rozebrać ...
chwilę posiedziałam na toalecie, załatwiłam się i powoli zaczęło mi przechodzić.
Napiłam się czarnej kawy, odpoczęłam i minęło.

II posiłek:
- zupa z żołądków z dodatkową porcją ziemniaków

Wrzuciłam na fb moje wyniki i jedna z koleżanek administratorek
napisała, że mam za dużo ketonów w moczu i koniecznie
muszę dołożyć węglowodanów.
Tylko skąd ja mam je wziąć?
Po zjedzeniu białka z węglami mam mega wzdęcia i źle się czuję,
jestem taka ospała i pozbawiona energii.
Z drugiej strony może przez te węgle tak szaleje mi serce???
Sama nie wiem co mam o tym myśleć.
Nie ćwiczę, niczego nie trenuję a jak mam pokonać schody
to się umęczę, że strach się bać, serce wali jak oszalałe.

*
Wieczorem skusiłam się jeszcze na odrobinę grosa z surówką z
białej kapusty, nie żebym była głodna, ale jakoś tak się napatrzyłam
jak reszta jadła ... i zjadłam razem z nimi.

Dzień 2 /22.03.18/

Dzisiaj obudził mnie budzić.
Wczoraj za radą jednej z koleżanek z fb dodałam węglowodanów
do całości i co się stało? A stało się to, że zrobiłam się strasznie
ospała i taka pozbawiona życia, uszła ze mnie cała energia,
o godzinie 18.00 chciało mi się spać, na siłę poszłam do kuchni
zrobić moim ludkom kolację.
Zaparzyłam sobie herbatę z pokrzywy i skrzypu,
sączyłam i walczyłam żeby nie zasnąć.
To był jakiś koszmar, do tego zrobiło mi się obrzydliwie zimno.
Ok. godz. 20.00 poszłam pod prysznic rozgrzać się trochę,
przyszłam z powrotem do pokoju posiedzieć z mężem i nie dałam
rady, zasnęłam na kanapie, obudziłam się o 22.30 i poszłam
spać dalej do sypialni.
To było okropne uczucie, nigdy więcej takich doświadczeń.
Od jutra jem jak do tej pory, myślę że jak będę miała za mało
węglowodanów to mój organizm sam się o nie upomni.

- kawa
- woda

I posiłek:
- "makaron z cukinii i marchewki" zblanszowany na smalcu,
całość zalana gorącym wywarem z nóżek i posypana natką pietruszki

- kawa
- woda

*
Cały czas jeszcze męczy mnie podwyższony puls i ciśnienie.
Nie wiem czy to efekt jakiś alergii czy złych proporcji.
Męczę się jak wchodzę po schodach, jak mam coś dźwignąć,
generalnie przy jakimś wysiłku, nigdy wcześniej aż tak nie miałam.
Muszę spróbować odstawić psiankowate, może one mieszają mi w organizmie?
Wyczytałam w netach, że taka reakcja może być przy niedoczynności
tarczycy, ale czy ją mam?
W zeszłym roku miałam bardzo podobne wyniki,
poszłam z nimi do endokrynologa a ten stwierdził, że u mnie wszystko jest ok.

*
II posiłek:
- 1,5 kotleta mielonego z boczku z cebulką i pieczarkami,
do tego surówka z białej kapusty z marchewką

*
Ostatnio jem dużo boczku albo w postaci kotletów, albo gulaszu, ostatnio
nawet zrobiłam pulpeciki w sosie pieczarkowym.
Gotowe danie wychodzi pyszne, mięsko jest mięciutkie, delikatne,
kotlety mielone trochę słabo się trzymają, ale jakoś daje radę je ujarzmić.
Zastanawiam się co jeszcze mogę z niego zrobić?
Szkoda, że kotletów schabowych nie da się z niego zrobić :D

Zupełnie zapomniałam, że w ciągu dnia podczas sprzątania skubnęłam
3 malutkie czekoladowe jajka, muszę to odnotować, żeby
wiedzieć dlaczego będę miała zatkany nos przez kolejne kilka dni.

Dzień 3 /23.03.18/

Pobudka godz. 4.00
- kawa
- woda

I posiłek:
- gorący wywar + awokado

- kawa
- herbata skrzyp + pokrzywa

II posiłek:
- 3 parówki wieprzowe z musztardą

III posiłek:
- kotlet mielony z boczku, surówka z kapusty, ogórek świeży z solą

- kawa

IV posiłek na gościnie
- łosoś z warzywami z folii
- krewetki gotowane w śmietanie

Dzień 4 /24.03.18/

Wczorajszy dzień pod kątem jedzenia to był totalnym nieporozumieniem.
Nie wiem skąd się wziął u mnie taki apetyt?
Dobrze, że jest kolejny dzień i można wrócić na normalne tory.

- kawa
- woda

I posiłek:
- mały udziec z kurczaka upieczony

- kawa
- woda

II posiłek
- sushi
- kawa

Po zjedzeniu czułam w brzuchu straszne kwasy, wzięłam enzymy i na szczęście minęło.

Wieczorem posiedzieliśmy sobie odrobinkę przy winku,
no i pojadło się trochę kiełbaski i kabanosów.

Dzień 5 /25.03.18/

Obudziłam się tuż po zmianie czasu, czyli według starego to o 2.50 a nowego o 3.50.
Słyszałam jak moje dziecko wróciło do domu, potem nie mogłam usnąć.
Rzucałam się, kręciłam, śniły mi się jakieś koszmary, w końcu przysnęłam, ale
i tak nie na długo, obudziłam się o 7.00 nowego czasu.
Bardzo nie lubię tych zmian, nie mogę się przestawić na te godziny.

- kawa
- woda

O dziwo dzisiaj brak wypróżnienia, bynajmniej rano, zwykle po wypiciu kawy
toaleta musiała być, ale wczoraj było dość mało tłuszczu więc to może być przyczyna?

I posiłek
- wywar z pasztetem, pomidorkami i natką poietruszki

Miałam ogromny problem z tym co mam zjeść, co prawda czułam głód, ale co zjeść?
W myślach prześwietliłam lodówkę, potem do niej zajrzałam i nie mogłam
się na nic zdecydować, dumałam i dumałam, aż w końcu się zdecydowałam.
Co prawda większą ochotę miałam na udko z kurczaka, ale na obiad planuję
dorsza i nie chciałam przeginać z białkiem, chociaż nie wykluczone,
że skuszę się na nie na kolację, zobaczymy co mi dzisiaj podpowie mój organizm.

- jabłko
- kawa

II posiłek
- filet z dorsza upieczony w piekarniku ze smalcem
- surówka z kiszonej kapusty ze skwarkami

- dwie zielone herbaty

III posiłek
- dwie parówki z musztardą
- łyżka ziemniaków z sosem z kurczaka

Wzdęło mnie na koniec dnia.

Dzisiaj było cudownie, cieplutko, miło, słoneczko pieściło swoimi promieniami,
aż chciało się wyjść z domu, to też tak zrobiliśmy.
Najpierw poszliśmy na kawę, potem wróciliśmy do domu na
obiad, a po obiedzie pojechaliśmy nad morze powdychać jod.
Zrobiło się sielsko, ale rzeczywistość ściągnęła nas na ziemię.

*
Ostatnio wrócił mi apetyt, znowu zaczęłam się opychać.
Zgubiłam gdzieś złoty środek ... ale czy ja go w ogóle miałam?
Przestałam mieć ochotę na tłuste posiłki a chęci dostałam na białkowe.
Staram się słuchać organizmu, ale teraz to chyba przesada.
Łączenie węgli z tłuszczem czy białkiem w moim przypadku
nie kończy się dobrze, wzdęcia i kwaśne odbijania to norma.
Więc jak ja mam uzupełnić węglowodany ze skrobi?
Jak zjem ziemniaka na sucho to mam wrażenie, że to nie to,
że nie oto chodziło, jak go z czymś wymieszam to moje
wnętrzności się buntują, momentalnie puchnę i nie mieszczę się w spodnie.
Robi mi się też nie dobrze.

*
Inna ciekawostka to picie kawy.
Jestem jej ogromną fanką, uwielbiam pić małą / dużą czarną kawę.
Do tej pory piłam ją z wielkim smakiem, ale teraz zaczęło coś się dziać.
Przestaje mi smakować ... piję tylko małe ilości na raz.
Zawsze pierwsza kawa na przebudzenie była duża i podwójna.
Teraz mam problem wypić małą pojedynczą.
Drugą też piję małą, chyba bardziej z przyzwyczajenia nich z chęci.
Boję się bólu głowy i otępienia, które miałam jak kiedyś próbowałam
się od niej odzwyczaić.
Na pewno nie mogę nic pić 2 - 3 h po zjedzeniu czegoś tłustego.
Jak rano zjem tłusty wywar z nóżek z warzywami, to picie kawy czy wody
odpada, a jak już się skuszę /tak było ostatnio/ to mam straszne
sensacje w żołądku, wzdyma mnie, jeździ po jelitach, robi mi się słabo
i serce zaczyna szybciej bić.
Często kończy się szybkim wyjściem do toalety.

Dzień 6 /26.03.18/

Pobudka 4.00

Och jak mi się nie chciało wstać.
Jak budzik zadzwonił to chciałam go zabić, ale wyjście do urzędu,
który zaczyna pracę o 7.30 przemówił do mnie, a musiałam
jeszcze przygotować masę dokumentów.
Mam nadzieję, że kawa mnie obudzi, ta poranna wchodzi
we mnie bez problemu.

I posiłek
- gorący wywar z "makaronem" z cukinii

II posiłek
- udko z kurczaka + pół ziemniaka

- kawa + kawałek babki kakaowej
/babka własnej produkcji/

III posiłek
- udko z kurczaka + kapusta kiszona na ciepło

- herbata

Coś mi ostatnio wraca apetyt, nie rozumiem tego.
Za tłusto - źle, bo robi mi się niedobrze po ok. 2 h po posiłku.
Za chudo jeszcze gorzej bo ciągle bym coś jadła.
Ech już sama nie wiem co robić?
Na razie zapijam chęć podjadania herbatą.

Dzień 7 /27.03.18/

Wstałam o 5.00.
- czarna kawa
- ciepła woda

I posiłek
- udko z kurczaka, kiszona kapusta i mały ziemniak
wszystko odgrzane na sporej ilości smalcu

Coś spowodowało u mnie poranną biegunkę.
Pogoniło mnie dwa razy.

- kawa
- przekąska: mięsko drobiowe

- dwie herbaty owocowe

II posiłek
- pulpeciki z boczku w gęstym sosie pieczarkowym
- brokuły uduszone na skwarkach z tłustego boczku
Mam nadzieję, że ten posiłek mnie nasyci i nie spowoduje sensacji jelitowych.

Wieczorem pojechaliśmy do kina ze znajomymi, w ogóle nie chciało mi się jeść,
ale po kinie nie poszliśmy do nich na niezapowiedzianą wizytę.
Na stole pojawiły się chipsy, solone orzeszki i mieszanka studencka.
Do tego szampanik, piweczko i popłynęłam.
W domu nie ma takich przekąsek poza mieszankami
a to dlatego, że żarłabym je na potęgę.
Jak nie ma to nie jem, nawet nie tęsknię, ale jak się gdzieś pojawią
w zasięgu moich rąk to nie ma bata, zawsze sięgnę,
nie mam zbyt dużo silnej woli :-(

*
Także jak widać ja się nie nadaje na żadne diety.
Za bardzo lubię jeść i im więcej ograniczeń się pojawia
tym bardziej wszystko co zabronione mnie kusi.
Także przepraszam wszystkich, którzy liczyli na jakieś
spektakularne wyniki.
Wychodzi na to, że trzeba liczyć a ja jestem zbyt leniwa
żeby to robić, więc pewnie dlatego nie ma efektów.