30 maja 2016

Żywieniowa metamorfoza cz.2

Przyszedł czas na podzielenie się moją walką ze wzdęciami i uczuciem przelewania. Zrezygnowałam z części owoców, oraz z robienia sałatek i surówek z więcej niż trzech składników, mam tu na myśli warzywa a nie dodatki w postaci oliwy, cukru kokosowego czy soli. Oczywiście nie łączę owoców z białkiem, więc odpada dodanie ich do surówki czy sałatki, która jest dodatkiem do białkowego obiadu. Staram się jak mogę omijać lody szerokim łukiem co niestety skutkuje różnie, z reguły przegrywam walkę ze swoją słabością. :-(
Też nie przesadzam z ilością warzyw dodanych do zupy czy też mięsa, w zupie podstawą jest włoszczyzna i jeszcze coś w zależności jaką zupę chcę otrzymać np. fasolka szparagowa.
Zaopatrzyłam się w książkę p. Jadwigi Kempisty "Leczenie żywieniem".
Nie do końca zgadzam się ze wszystkim co pisze pani Jadwiga, ale ja nie jestem ani lekarzem ani naukowcem, więc nie będę się wypowiadać. Jednakże ma bardzo dużo cennych rad odnoście odpowiedniego żywienia, łączenia produktów jak i pór dnia odpowiednich dla każdego posiłku.
Jest to bardzo ciekawa lektura, godna polecenia i według mnie oczywiście, jak ze wszystkim, trzeba jej używać według własnych potrzeb i własnego rozsądku.
Jedną z ciekawych tez jaką wyznaję p. Jadwiga to fakt, że nie wolno gotować zup na kościach.
Ja swoim małym rozumkiem tego nie ogarniam, ale może coś w tym jest, ponieważ mam straszne wzdęcia po zupach. Spróbuję ugotować zupę tak jak poleca pani doktor i wtedy będę się mogła wypowiedzieć czy działa.

W planach miałam codziennie pisać mój jadłospis, ale z przykrością muszę napisać, że mi się to nie udało. Za dużo obowiązków co spowodowało kompletny brak czasu na to aby na bieżąco pisać chociażby na kartce. No cóż nie raz tak właśnie wychodzi, ale na otarcie łez mam prawie dwa dni co tak w zarysie można uznać za ogólny jadłospis, jem podobnie, chociaż obecnie wprowadzam trochę zmian stosując się do zasad pani Jadwigi, co mam nadzieję zaowocuje w końcu płaskim brzuchem i większą energią na co dzień.

Dzień 1.

Po przebudzeniu czarna kawa - ok. 4.45
Śniadanie 6.30: pierś z kurczaka nadziewana szpinakiem w sosie z pora i mleka kokosowego, a właściwie pół piersi, ponieważ były dość duże, sałatka z ogórka kiszonego, pomidorków koktajlowych, awokado, papryki, szczypiorku i jogurtu z mleka kokosowego, przyprawiona solą i pieprzem. Danie bardziej obiadowe, ale nauczyłam się nie rozgraniczać tego co jem.
O dziwo dobrze się czułam po tym posiłku, brak wzdęć i przelewania, długo po niej czułam się najedzona.

Będąc na zakupach skubnęłam kilka pistacji, po których poczułam ja brzuch mi rośnie.

Drugie śniadanie ok. 12.00: reszta sałatki ze śniadania, wcześniej oczywiście była druga czarna kawa.

Obiad 15.30: druga połowa porannej piersi ze szpinakiem i surówka z surowego brokuła z pomidorkami koktajlowymi, cebulą, koperkiem oraz oliwą, doprawiona octem jabłkowym, solą i cukrem kokosowym.
Jak dla mnie dobre połączenie, bałam się co prawda brokuła, ale widzę, że na surowego nie reaguję wzdęciem, więc jest alternatywa, następna w kolejce będzie surówka z surowego kalafiora.

Podwieczorek / Kolacja: poskubałam resztki sałatek ze śniadania i obiadu.
               

Pierwszy dzień za mną, oczywiście mogłoby by być lepiej, ale nie narzekam, ponieważ wzdęcia powoli mijają. Po długim i burzliwym majowym weekendzie moje jelita miały prawo się zbuntować.

Dzień 2.

Czarna kawa po przebudzeniu godz. 5.00

Śniadanie 7.00: wątróbka drobiowa na maśle klarowanym z cebulką.

Drugie śniadanie ok. 12.00: pierś z kurczaka z surówką z brokuła.

Obiad: zupa z białej kapusty

Kolacja: -------------

Jak na razie mój brzuch nadal przypomina nadmuchany balon, chociaż się staram jak umiem.
Rady, które napisała pani Jadwiga Kempisty mają mi pomóc w co ogromnie wierzę.

;*

Kolejny wpis mam nadzieję, że już nie długo.

Babeczki jabłkowo - bananowe (bez cukru)







Dzisiaj proponuję przekąskę lub deser.
Można go zjeść do kawy, ale równie dobrze smakuje zabrany jako przekąska poza domem.
Nie zawiera cukru rafinowanego i mąki pszennej.


Składniki na 6 babeczek:

7-8 jaj
2 bardzo dojrzałe banany (z mnóstwem brązowych plamek)
2 średnie słodkie jabłka
mąka kasztanowa
1 płaska łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
opcjonalnie szczypta lub więcej cynamonu


Jabłka obieram, wycinam gniazda nasienne, kroję w kostkę.
Banany obieram, kroję w pół księżyce.
Owoce rozkładam mniej więcej po równo do sylikonowych foremek na babeczki.
Powinno ich być po brzegi, ewentualnie jeszcze dokrajam jak uznam, że jest ich za mało.

Jajka wbijam do miski, dodaję sól, sodę i cynamon, rozmącam.
Wsypuję mąkę kasztanową, bełtam.
Mąki dodaję tyle aby uzyskać konsystencję ciasta na naleśniki.
Wlewam ciasto do foremek, każdą delikatnie mieszam patyczkiem do szaszłyków,
tak aby ciasto rozlało się pomiędzy kawałkami owoców.
Jeżeli ciasta wyjdzie za mało, a może się tak zdarzyć bo jajka są mniejsze, 
to zwyczajnie dorabiam jeszcze ciasta z jednego lub dwóch jajek.

Piekę w 200 st. C do zrumienienia.
Po lekkim przestudzeniu ostrożnie wyciągam babeczki z foremek
i przekładam na kratkę do całkowitego wystudzenia.


;*

27 maja 2016

Kokosowy jabłecznik - bez pieczenia




Teraz trochę przyjemności.
Deser, który nie wymaga pieczenia a jedynie odrobiny czasu.
Polecam, nie tylko dla łasuchów i leniuszków.


Składniki na spód:

100 g wiórków kokosowych
50 g cukru kokosowego
90 g płynnego oleju kokosowego z pierwszego tłoczenia
ok. 100 g bardzo gorącej wody


Składniki na masę jabłkową:

800 g słodkich pokrojonych jabłek bez gniazd nasiennych
1 łyżeczka cynamonu
2 łyżki żelatyny
1 łyżka masła klarowanego


Wykonanie spodu:

Wiórki i cukier zmiksować w blenderze na najwyższych obrotach, aż wytrąci się tłuszcz z wiórków.
Dodać olej, zamieszać.
Następnie stopniowo dolewać wodę nie przerywając mieszania.
Masa musi być dość gęsta ale nie na tyle, żeby nie dało się nią wyłożyć spodu formy.
Trzeba wyczuć.
Gotową masą wyłożyć spód formy (u mnie o wym. 26 cm/24 cm).
Odstawić do całkowitego stężenia.


Wykonanie masy jabłkowej:

Jabłka rozdrobnić w blenderze lub zetrzeć na tarce.
Dodać cynamon i żelatynę, wymieszać, przełożyć do garnka.
Dusić na wolnym ogniu ok. 15 minut. 
Mieszać od czasu do czasu aby jabłka nie przywarły do garnka.
Odstawić do przestudzenia.
Jabłka oczywiście można dosłodzić według upodobań, 
ja nie dodałam cukru, ponieważ moje były dość słodkie.


Połączenie obu warstw:

Na spód wyłożyć wystudzone jabłka.
Odstawić do ich całkowitego stężenia.

;*
Uwaga: moje jabłka okazały się mieć dość twardą skórkę, która była wyczuwalna podczas jedzenia.
Proponuję dowiedzieć się u sprzedawcy, czy dany gatunek ma miękką czy twardą skórkę
i ewentualnie obrać.

24 maja 2016

Kotleciki drobiowe z warzywami




Dzisiaj proponuję pyszną przekąskę, która idealnie nadaje się na niezbyt późną kolację.
Robi się ją dość prosto, chociaż jest trochę czasochłonna to wydaje mi się,
że raz na jakiś czas można sobie pozwolić na dłuższe siedzenie w kuchni,
tym bardziej, że dla tych kotlecików naprawdę warto, są pyszne i znikają szybko, 
pomimo swojego niezbyt ładnego wyglądu.


Składniki:

ok. 250-300 g mięsa drobiowego (u mnie 2 wytrybowanie udźce z kurczaka)
3 jajka
1/2 czerwonej papryki
1/2 małej cukinii
szczypiorek
przyprawy według upodobań (u mnie sól himalajska i przyprawa uniwersalna)
mąka kasztanowa
tłuszcz do smażenia (u mnie masło klarowane)

Jajka rozbełtać w misce, kurczaka i warzywa pokroić jak najdrobniej się uda.
Wszystko połączyć ze sobą, doprawić i zagęścić mąką do uzyskania odpowiedniej konsystencji.
Smażyć na małym ogniu z obu stron.
Można podawać od razu, ale równie dobrze smakują na zimno.

Nie podaję ilości mąki, ponieważ jest to zależne od wielkości jajek,
oraz od ilości reszty składników.


;*




6 maja 2016

Kilka ciekawostek z mojej żywieniowej metamorfozy

Na diecie bezglutenowej jestem od ok. 1,5 roku, na paleo od kilku miesięcy.
Cały proces leczenia jelit przebiega dość różnie, wręcz burzliwie.
Co mi dokładnie dolega to możecie poczytać tutaj a tutaj są przepisy wraz z opisem prawie co tygodniowym.

Wcześniej jadłam "normalnie", jak większość (pieczywo, wędliny, kotlety w panierce itp.), różnica polegała tylko na tym, że ja nigdy nie byłam miłośnikiem żywności przetworzonej (poza niektórymi wędlinami) i starałam się zawsze wszystko przygotować od podstaw w domu (piekłam sama chleby, bułki, ciasta, czasami robiłam kiełbasy i coś do chleba). Oczywiście nie do końca było tak różowo i mi zdarzały się wpadki.

Obecnie wędliny i kiełbasy kupuję dla reszty domowników, głównie dla moich dzieci, które są oporne na wiedzę i nie chcą odżywiać się zdrowo, nie zmuszam, już ten etap przerobiłam i osiągnęłam wręcz odwrotny skutek. Mam nadzieję, że kiedyś dorosną i do tego etapu w życiu, kiedy coś im zacznie dolegać i będą szukać przyczyny właśnie w swojej diecie, oby tylko nie było za późno.

Wróćmy do mojego wpisu.
Na początku mojej żywieniowej metamorfozy czułam się fantastycznie (pomijając momenty, gdzie moi znajomi, a w szczególności jeden, nie zaprzestawali nabijać się z mojej nowej diety).
Jak ręką odjął minęły bóle głowy, no po prostu sama w to nie mogłam uwierzyć!!!!
Przeszły biegunki, aż dziwnie mi było wychodząc z domu nie musiałam układać sobie planu drogi z toaletami.
Lekkie wzdęcia na początku były, ale potem w miarę posuwania się do przodu i one zniknęły.

Jedno co mi zostało i dziwię się, że nadal jest, bo rzekomo i to miało zniknąć, to co roczne zapadanie na zapalenie zatok. Choruję na nie odkąd pamiętam, zawsze w zimę muszę przez to przejść i w związku z tym zażywam antybiotyki.
Nie wiem dlaczego? I w tym roku miałam zapalenie zatok, które leczyłam antybiotykiem przez 10 dni, pod koniec kuracji strasznie bolał mnie już żołądek i miałam potworne wzdęcia, pomimo, że przyjmowałam probiotyk. Oczywiście znowu w jakiejś kolejnej mądrej książce przeczytałam, że od złego stanu posiadania dobrych bakterii w jelicie będzie się chorowało nie zależnie od stosowanej diety. I bądź tu człowieku mądry. Probiotyki przyjmowałam bardzo długo, ale efekty były opłakane.
Uczucie ciężkości, wzdęcia i te przeklęte biegunki powróciły a wraz z nimi ból głowy, może nie aż tak jak to było na początku, ale sam fakt, że wróciły nie były niczym miłym.

Postanowiłam zaszaleć i spróbowałam zastosować naturalne probiotyki.
Zaczęłam pić sok z kiszonej kapusty, naszukałam się gospodarza, który utwierdził mnie, że kisi kapustę tylko solą i nic po za tym niema. Uwierzyłam, bo niby czemu nie miałam uwierzyć?
Piłam ten sok o różnych porach dnia, raz mniej raz więcej i miałam po nim okropne wzdęcia, przelewania, takie ruchy jelit jakbym była w ciąży. Masakra!!!
Ale nie poddałam się i teraz wypijam ok. pół szklanki przed snem i w końcu nie mam tych okropnych objawów, rano wszystko ładnie przechodzi, zaliczam toaletę i jestem zadowolona.
Do tego zakupiłam w sklepie internetowym bakterie do własnego wyrobu jogurtu.
Robię go na bazie mleka kokosowego z dodatkiem cukru kokosowego. Wychodzi dobry, aczkolwiek trzeba się przyzwyczaić do kokosowego posmaku.
Mieszam z nim owoce, zrobiłam z jego udziałem sałatkę z pomidora, awokado, ogórka kiszonego, pomidora, papryki i szczypiorku, wyszła bardzo dobra, chociaż to nie to samo jak ze śmietaną.

No i myślałam, że już wszystko robię tak idealnie, że nic nie może się już wydarzyć.
A jednak, wzdęcia, przelewanie i takie ogólne rozbicie zostały.
Napisałam w grupie "jem paleo" na fb czy ktoś jeszcze ma takie objawy i okazało się, że prawdopodobnie za bardzo zaszalałam z komponowaniem posiłków.
Chyba przekombinowałam.
Dowiedziałam się, że nie powinnam łączyć owoców z białkiem, a ja to robiłam nagminnie myśląc, że robię dobrze. Teraz postanowiłam odpocząć od takich dziwnych kompozycji i wrócić do prostych i szybkich dań. Co z tego wyjdzie opiszę w innym poście.

;*