Nie wiem jak to jest u was, ale u mnie rzadko jada się zupy, dlaczego? Nie wiem, może źle gotuję...
Z reguły wszyscy wolą konkretny kawał mięcha, więc się dostosowałam do większości, co nie zmienia faktu, że czasami ta niechciana zupa ląduję na naszym stole.
Co drugi tydzień kupuję na targu 3 lub 4 wiejskie kury, są dość duże.
Odcinam z nich piersi i uda, zostaje mi szkielet, skrzydełka no i oczywiście podroby.
Co z nimi zrobię? Kiedyś zbierałam podroby i je mroziłam, jak się ich nazbierało odpowiednio dużo to przerabiałam je na pasztet z mięsem wieprzowym, ale od dłuższego już czasu przestał nam smakować, więc znowu musiałam coś z nich wymyślić, bo nie lubię marnować jedzenia, a jest tego za mało aby zrobić jednorazowo jakieś danie.
Więc znowu padło na pasztet tym razem 100% drobiowy.
Jak go robię? Myślę, że jak większość gospodyń.
Od szkieletów odcinam skrzydełka, szkielety tnę nożycami na mniejsze kawałki i całość wkładam do dużego gara. Dodaję do tego całą włoszczyznę, ziele angielskie, liście laurowe, garść grzybów suszonych, sól, gotuję kilka godzin uzupełniając ewentualnie płyny, na koniec gotowania dorzucam podroby i sporą garść suszonych śliwek. Gotuję jeszcze ok. 30 minut, wyłączam i odstawiam do wystudzenia.
Od szkieletów odcinam skrzydełka, szkielety tnę nożycami na mniejsze kawałki i całość wkładam do dużego gara. Dodaję do tego całą włoszczyznę, ziele angielskie, liście laurowe, garść grzybów suszonych, sól, gotuję kilka godzin uzupełniając ewentualnie płyny, na koniec gotowania dorzucam podroby i sporą garść suszonych śliwek. Gotuję jeszcze ok. 30 minut, wyłączam i odstawiam do wystudzenia.
No i zaczyna się zabawa.
Z gara wyławiam całe podroby, warzywa, grzyby i śliwki, przekładam do miski.
Następnie przecedzam resztę przez sito, zlewając wywar do innej miski i skrupulatnie oddzielam mięso od kości, dokładam do miski z warzywami, grzybami i śliwkami.
Jak już skończę to kości podrzucam sąsiadowi, który daje je psom.
Za to zawartość miski partiami miksuję w malakserze dodając do każdej partii odrobinę wywaru,
aby lepiej się miksowało a i później jest łatwiej mieszać.
Jak już całość zmiksuję i przełożę do kolejnej miski, to do malaksera wbijam 3-4 jajka, dodaję sól, pieprz, majeranek i kminek mielony do smaku, miksuję i wlewam do masy, dokładnie mieszam, masa pasztetowa ma mieć konsystencję ciasta na placki, no może trochę gęściejszą, ewentualnie jeszcze doprawiam do smaku, my lubimy dość pieprzne, więc tej przyprawy nie żałuję.
Wymieszaną i doprawioną masę przelewam do sylikonowej keksówki, lub innej foremki, zależy od potrzeb i piekę w 180 st. C. aż zbrązowieje.
Nadmiar masy przelewam do woreczka, opisuję i zamrażam, wykorzystam w późniejszym czasie.
Jest z tym dużo pracy, mnóstwo zmywania, ale moim zdaniem warto, pasztet jest pyszny a najważniejsze wiem co w nim jest.
Oczywiście zostaje mi wywar. Normalnie zrobiłabym zupę, ale wiem, że nikt jej nie zje, no może poza damską częścią rodziny. W związku z tym robię coś na wzór bulionetki, czyli wlewam wywar do garnka i gotuję tak długo aż się zredukuje o minimum 50 %, oczywiście to zależy od tego ile wywaru mi zostało, czasami nie redukuję wcale, a czasami tylko trochę,
doprawiam jeszcze solą, odstawiam do ostygnięcia, przelewam do pojemniczków
lub za pomocą lejka do woreczków do lodu, opisuję i zamrażam.
doprawiam jeszcze solą, odstawiam do ostygnięcia, przelewam do pojemniczków
lub za pomocą lejka do woreczków do lodu, opisuję i zamrażam.
Gotowe :)