lubię od czasu do czasu coś sobie uwędzić.
Nie jest to może mistrzostwo świata, ale jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi co się ma.
Tym razem wybór padł na szynkę z dzika.
Dobór przypraw uważam za trafny, szyneczka wyszła jak malowana,
a smak ... z delikatną słodko - ostrą nutą ... szkoda, że nie mogę go przekazać przez monitor.
Gorąco polecam wszystkim tym, którzy nie mają opcji posiadania ogrodowej wędzarni.
Składniki:
kawałek szynki, pamiętać trzeba o tym, że musi się zmieścić w tej maleńkiej wędzarni,
ewentualnie można go przekroić na dwie części, mój warzył 850 g.
Zalewa:
1,5 l wody
kilka kulek ziela angielskiego
kilka listków laurowych
garść suszonych grzybów
0,5 łyżeczki suszonych płatków papryczki chili jalapeno
Całość zagotować i gotować ok. 1 godzinę.
Jak marynata przestygnie, czyli będzie tylko lekko ciepła,
dodać 80 g soli morskiej i 100 g miodu.
Wymieszać dokładnie do rozpuszczenia, zalać mięso, zakryć i wstawić do lodówki na 1,5 doby.
Po tym czasie wyjąć mięso z marynaty, przełożyć na kratkę i dać mu czas na obsuszenie.
Ja zawsze tak celuje z czasem, żeby wypadło na noc.
Rano nastawiam wędzarkę i wędzę mięso w 90 - 100 st. C ok. 2,5 godziny.
Oczywiście w między czasie raz mięso odwracam, żeby się równo uwędziło.
Studzę również na kratce, czasami odkrywam wędzarkę i zostawiam tak mięso do wystygnięcia.
;*
Jak rozkładam czas?
W czwartek rano gotuję zalewę, czekam aż przestygnie.
Zalewam mięso i odstawiam do piątku wieczora.
Następnie wyjmuję je na kratkę i odstawiam na noc do wysuszenia, oczywiście w lodówce.
W sobotę rano wędzę i jak odrobinę przestygnie to mam gotową szyneczkę.
Można również zacząć we środę, wtedy wędzenie przypadnie na piątek.
***