29 sierpnia 2016

Żywieniowa metamorfoza cz.11

Miałam w planach wydać wszystkie owoce jakie miałam w domu łącznie z bananami
i też tak zrobiłam wydałam, żeby nie kusiły, ale po czasie kupiłam kilka jabłek.
Dlaczego? To wyjaśniam w dalszej części postu.

Zauważyłam, że dwa dni z kaszanką w roli głównej na śniadanie nawet mi służy 
i nie mam po niej sensacji, każdy kolejny dzień nie jest już taki fajny.

Najgorsze jest łaknienie na słodycze, jak jestem na mieście i tak mnie najdzie, 
to nie wiem co robić, momentami jestem gotowa wejść do sklepu, 
kupić lody czy mleczną czekoladę i pochłonąć z prędkością światła, 
żeby przypadkiem nikt nie widział, to jest straszne, ale prawdziwe ... 
i czasami tak się zdarza ...

Ziemniaki w żadnej postaci mi nie służą.
Zauważyłam też, że pomidory, nawet te z eko upraw nie są dla mnie przyjazne.
Z psiankowatych najbardziej toleruję czerwoną paprykę, ale też nie w nadmiarze, 
jak skroję pół tej podłużnej odmiany do surówki i zjem ją na dwa razy w ciągu dnia to jest ok.
Natomiast jak dodam całą lub więcej do mięsa i upiekę to już mnie wzdyma.

****

Co jadłam:

- pulpeciki wieprzowo - wołowe duszone z cukinią, do tego zielona sałatka, 
czułam się świetnie, żadnych reakcji

- na drugie śniadanie, czyli po zakupach, zjadłam samą zieloną sałatkę, bez dodatku białkowego i jakie było moje zdziwienie, kiedy już w trakcie jedzenia wydobywały się z mojego brzucha przeróżne dziwne dźwięki, dlaczego rano z dodatkiem białkowym nic nie było a później takie coś?

- na obiad zjadłam usmażonego na smalcu kotleta schabowego bez panierki, 
do tego sałatka: sałata lodowa, szpinak, czerwona papryka, ogórek świeży i małosolny, 
kiełki rzodkiewki, kolendra i bazylia, całość zmieszana z oliwą z oliwek 
z odrobiną octu jabłkowego z solą i pieprzem, jedzenie ok, jednak brzuch kiepsko to przyjął

- wątróbka drobiowa smażona na smalcu z odrobiną cebuli, jednak ja jej nie jadłam,
 ogólnie nie najgorzej

- jajecznica na wędzonym boczku, pycha, ale bałam się co z tego wyjdzie iiii się zdziwiłam bo nic nie było, żadnych reakcji, wychodzi na to, że boczek był bez ekstra dodatków

- omlet z miodem i pieczoną dynią, mega pyszny, już dawno nie jadłam nic tak dobrego (nie licząc lodów), po części wróciłam do początków diety SCD, na pierwszym etapie czułam się najlepiej, w tamtym czasie miód mi nie szkodził, a dynie już jadłam i też nic mi po niej nie było.

Omlet z dodatkiem czarnej kawy stał się deserem idealnym ... mmmmmmm ;-)


Omlet z miodem i pieczoną dynią




Składniki:

5 wiejskich jaj
100 g miodu
200 g pieczonej dyni
szczypta soli
1 łyżka masła klarowanego

Oddzieliłam żółtka od białek.
Białka ubiłam na sztywno z solą.
Żółtka ubiłam na puszysto z miodem i dynią, uwaga!!! strasznie chlapie,
więc ubijałam je w wysokim naczyniu, który zakryłam ściereczką.
Ostrożnie połączyłam białka z żółtkami.
Patelnię rozgrzałam z masłem.
Piekarnik rozgrzałam do 150 st. C funkcja termoobieg.
Masę jajeczną przelałam na patelnię, chwilę podsmażyłam,
a następnie włożyłam do piekarnika, piekłam do zrumienienia i suchego patyczka.
Jedna mała uwaga, omlet mógłby być odrobinę mniej słodki.

Trochę mi się poodbijało, ale suma summarum było ok, żadnych sensacji, 
brzuch jeszcze płaski nie jest, ale jestem dobrej myśli.


****

Zjadłam też pół wędzonej makreli, nigdy mi po niej nic nie było a tym razem wzdęcia, 
odbijanie, gazy, masakra ... 

Ugotowałam też dwa uda od kury z marchewką, pietruszką, selerem, 
zielem angielskim i listkami laurowymi.
Będę miała świetne dwa śniadania i jeszcze zostanie, więc pewnie zrobię jakąś zupę.

Zauważyłam, że źle reaguję na surówki, strasznie mi po nich ciężko,
chociaż nie dodaje żadnych ekstra dodatków.


****

Jadłospis jednego z dni, po którym czułam się świetnie:

- śniadanie: czarna kawa, udo od kury gotowane z marchewką, pietruszką, selerem + wywar
- drugie śniadanie: 250 g malin, malutki śmietankowy, kręcony lód
- obiad: czarna kawa, pulpeciki duszone z fasolką szparagową i świeżym ogórkiem
- podwieczorek: małe jabłko
- kolacja: jeden kabanos


****

Ciężko jest w pojedynkę walczyć z dolegliwościami.
W domu zero wyrozumiałości, napychają się gotowym jedzeniem z marketu, który mi nie służy
a ja muszę na to wszystko patrzeć i czasami tak leci mi ślinka, że nie daję rady
i się kuszę, kuszę się coraz częściej np. na zapiekankę, gdzie zbóż glutenowych już dawno
nie jadłam, kuszę się jeszcze na paszteciki z kiszoną kapustą i grzybami.
Coraz częściej sięgam po ser i tym podobne artykuły spożywcze.
Przestałam nad tym panować !!!! Nie wiem dlaczego, boję się tego stanu,
ponieważ moje samopoczucie i stan mojego brzucha ulega strasznemu pogorszeniu.
Dlaczego przestałam być silna ????
Dlaczego ulegam pokusom ????
Co się dzieje ????
Do tej pory nie miałam z tym problemu, a teraz ????
Nie pomaga nawet jak się najem, jak widzę coś co nie jest dla mnie to sięgam
bez względu na pełność mojego brzucha.


****

Kupiłam wolnowar.
Ugotowałam w nim rosół z kaczki, oraz golonkę z kiszoną kapustą i marchewką.
Wszystko wyszło pyszne, wręcz idealne.
Długo zastanawiałam się nad jego zakupem, ale teraz jestem pewna, że zrobiłam dobrze.


****

Próbowałam upiec ciasto bez jajek i mąki kokosowej, ale niestety wyszedł mi piękny zakalec.
W ogóle w ten dzień nic mi nie wychodziło, po raz pierwszy odkąd robię chleb
z kaszy gryczanej to upiekł mi się zakalec, chyba było za dużo wody,
wyrósł pięknie na niskiej temperaturze, aż wyciekł do piekarnika
a jak podniosłam temperaturę to opadł cały środek i żeby było śmiesznie po wyjęciu
go z foremki miał też wklęsły spód.


****

Jakoś się ogarnęłam i znowu mogę bez wyrzutów patrzeć jak inni jedzą te wszystkie
nie zdrowe rzeczy.
Jak na razie bazuję głównie na mięsie i jajkach z małym dodatkiem
warzyw w większości gotowanych.
Na tę chwilę czuję się w miarę dobrze, chociaż zawsze mogłoby być lepiej.

Moje posiłki to głównie zupy i mięsa robione w wolnowarze.
Są lekkie i łatwo strawne.
Jedynie to jem mniej więcej co 3 - 4 godziny.
Niestety to jedzenie nie trzyma mnie dłużej.

Od czasu do czasu skuszę się na jabłko, głównie jak wychodzę z domu i boję się,
że nie będę miała nic na czas. Odpukać po 2 - 3 godzinach od posiłku białkowego,
zjedzenie jednego jabłka nie skutkuje rewolucją w brzuchu
a wydłuża czas do kolejnego posiłku.

Nadal piję kawę i to aż dwie dziennie, a do kawy potrafię zjeść ok. 10 rodzynek
i też mi po takim zestawie nic nie jest.

Staram się nie łączyć w zestawie dwóch białek i białka z węglowodanami, a tym bardziej
z owocami, ten zestaw już dawno odstawiłam.
Myślę, że ma to duży wpływ na moją relację z brzuchem.
Obecnie do chleba nie dosypuję ziaren słonecznika bo to jest białko roślinne.
Według pani Witoszek połączenie jakiegokolwiek białka z węglowodanami jest nie wskazane.


****

Na tę chwilę jestem zadowolona, a jak długo ona potrwa??? Tego nie wiem ...

Przede mną wyjazd, już się martwię jak się zaopatrzę w jedzenie i jak to będzie wyglądało.
Na razie upiekłam schab, będzie idealny do pudełka.
Planuję upiec pieczeń drobiową z warzywami, też wydaje mi się idealnym rozwiązaniem.
Na pewno zabiorę jajka i będę robiła z nich naleśniki lub ugotuje, też da się
je zabrać do pudełka.
Co jeszcze? Nie wiem, szukam inspiracji ...


;*