Jak na razie brak zmian, musiałam zrobić sobie przerwę, kolejną, bo myślałam, że zwariuję od tych wszystkich informacji. Intuicja nie do końca jest ok. zdarza się jej sprowadzić mnie na manowce i zjem coś nie dozwolonego, za dużo, o niewłaściwej porze dnia, a może w nieodpowiedniej kolejności?... Brrrrr ... Chcę NORMALNOŚCI !!!
Nadal mam wzdęcia i to nieraz bolesne ....
Jestem na diecie PALEO, dlaczego nie mogę żyć bez tych wszystkich dolegliwości? A miało być tak fajnie ...
Pewnie, jak opisuje to Grzegorz, nie każdemu służy dieta paleo, a wręcz może zaostrzyć już istniejące symptomy chorobowe.
Najgorsze jest to, że bardzo źle reaguję na zupy, mam straszne wzdęcia, już brak mi pomysłów na to jak je ugotować i jakie warzywa mogę ze sobą łączyć.
Czasami jest tak, że po zjedzeniu chce mi się strasznie spać i jak mogę się temu poddać to się kładę i faktycznie zasypiam, budzę się średnio po godzinie do dwóch, ale mój sen jest dość płytki, słyszę większość tego co dzieje się w domu.
Często popadam w stany depresyjne, szczególnie w weekendy, jak mam problemy z jelitami, nie mogę wyjść z domu i uczestniczyć w spotkaniach ze znajomymi.
Zaczynam zazdrościć ludziom, którzy mogą bez karnie jeść w knajpach i delektować się jedzeniem .... w tedy złoszczę się sama na siebie i mój stan pogarsza się jeszcze bardziej.
Zakupiłam kolejną książkę pt. "Dieta Dobrych Produktów" autorstwa Ewy Bednarczyk Witoszek.
Czytam, czytam ....
Konsultuję się też z dietetyczką, z którą piszę przez facebooka.
Pomaga mi wdrożyć dietę FOODMAP w życie, po cichu liczę na poprawę.
Jestem jej wdzięczna za to, że zechciała mi pomóc i to zupełnie bezinteresownie.
Nie wiem czy mogę podać jej imię i nazwisko. Jak się zgodzi to na pewno to zrobię i zaktualizuję post.
Według pani dietetyk muszę definitywnie odstawić wszystko z listy zabronionych.
Do nich zalicza się między innymi mleko kokosowe i oczywiście wiórki.
Faktycznie zauważyłam gorszą reakcję na wyroby z wiórków czy z użyciem większej ilości mleka, ale nie wpadłabym na to, że kokos może mieć wysoki foodmap.
No ale tak na zdrowy rozum, ludzie z paleolitu nie mieli wiórków kokosowych, nie wspominając już o mleku, a jedynymi słodyczami i to bardzo małych ilościach to były owoce i miód.
Pożegnałam się też z cebulą, czosnkiem, porą i grzybami i każdej postaci.
Czekam na kolejne instrukcje.
W planach mam jeszcze zrobić badania na krzywą cukrową i insulinową.
****
Próbuję wdrożyć dietę Foodmap w życie, nie wychodzi mi to ....
Za mną pierwszy dzień i co?
Po mino, że nie tak do końca wszystko wyeliminowałam a mianowicie zjadłam zupę zabieloną mlekiem kokosowym i dojadłam ciasto na bazie wiórków kokosowych, po którym nie czułam się najlepiej to wstałam rano z prawie płaskim brzuchem... hura !!!! I nie byłam zmęczona, pomimo, że poprzedniego dnia nie czułam się do końca dobrze, szczególnie rano, może to był efekt dnia wcześniejszego, gdzie jeszcze jadłam cebulę, czosnek i por.
Co jadłam:
- śniadanie: trzy jajka ugotowane na pół twardo, pomidor, ogórek świeży, całość oprószona solą i pieprzem, jak się czułam: trochę ciężko i nie zbyt komfortowo.
- przekąska: ciasto kokosowo - czekoladowe. jak się czułam: masakra, wzdęcia i ciężkość
- obiad: zupa dyniowa zabielona mlekiem kokosowym, jak się czułam: o dziwo dobrze, żadnych sensacji
- kolacja: krem z cukinii, pomidorów, papryki, marchewki, pietruszki i selera z dodatkiem oliwy z oliwek i doprawiona solą himalajską, jak się czułam: świetnie, żadnych przykrych reakcji
Chciałabym ten stan utrzymać jak najdłużej.
Trzymam kciuki za siebie i innych, którzy są w podobnej sytuacji.
****
Drugi dzień za mną.
Poranek, piję kawę i czekam czy zdarzy się cud i będę mogła skorzystać z toalety.
A tak poza tym to jestem wzdęta, ale nie boleśnie, trochę boli mnie głowa, ale jest znośnie, już dawno nie miałam tak, żebym nie mogła się najeść, masakra, ja chyba muszę zjeść kawał mięcha z warzywami i wtedy nie będę głodna ...
Co jadłam:
- śniadanie: omlet z trzech jajek z musem z dwóch bananów, ostatnio nie czułam się zbyt dobrze po takim zestawie więc tym razem postanowiłam dać tylko odrobinę tłuszczu z gęsi i to na patelnie na której smażyłam omleta, efekt był taki, że wszystko było ok, jedynie po 2,5 godzinie byłam już głodna, więc muszę zrezygnować z takiego zestawu.
- drugie śniadanie: ponieważ omlet średnio mnie nasycił a teoretycznie powinnam wytrzymać na nim do obiadu byłam zmuszona zjeść jeszcze jedno śniadanie, tym razem zjadłam dwa plastry pieczonego schabu z kiszonymi ogórkami, niestety schab był pieczony dwa dni temu i był przyprawiony przyprawą uniwersalną, w której był suszony por, a ogórki kisiły się z czosnkiem, jakie były efekty tego zestawu? Mam to szczęście, że dobrze się ze mną obszedł i nie miałam żadnych sensacji.
- obiad: niestety błędnie oszacowane śniadanie niesie za sobą odwrotne skutki, robię się głodna zdecydowanie za szybko, tym razem zjadłam posiłek po 2 godzinach, masakra, mieliśmy wyjść, ostatecznie była niedziela, postanowiłam do zupy dyniowej dolać gęsiego tłuszczu, tak też uczyniłam i zjadłam całą miseczkę zupy z grubą warstwą tłuszczu, jak to mnie nasyci to już nie wiem ....
Z przykrością muszę to napisać, ale zrobiło mi się po niej tak niedobrze, że całą oddałam.
- kolacja: dwie kiełbaski z ogniska, kupiłam takie z najlepszym składem jakie były w supermarkecie, niestety nie miałam innego wyjścia, ponieważ pomysł ogniska padł za późno żeby można było gdzie indziej kupić, wiem, mogłam nie jeść, ale miałam ochotę i postanowiłam się jej poddać, nie czułam się po nich źle.
****
Dzień trzeci minął.
Poranek, piję kawę, ćmiło mi w głowie przez cały dzień, widać wczorajsze jedzenie nie posłużyło mojemu zdrowiu.
- śniadanie: podsmażona kaszanka z kaszą gryczaną, warzywa: ogórek, pomidor, awokado, papryka czerwona, nie zjadłam całości, ale tym razem śniadanie nasyciło mnie znacznie dłużej.
- drugie śniadanie: placek a'la omlet, jajka ubite z bananami i zapieczone z mrożonymi truskawkami, po tym jedzeniu najpierw poczułam lekki dyskomfort z lewej strony brzucha, apotem dość ostry ból, co to??? nie wiem, może to truskawki??? ile mają foodmap??? według listy są dozwolone ... musiałam się położyć żeby mi przeszło.
- obiad: smażony filet z flądry z kiszoną kapustą, ogólnie dobrze, ale nadal mam wzdęcia po drugim śniadaniu
- kolacja: zupa krem z cukinii, pomidorów i papryki
****
Dzień czwarty za mną.
Jak zwykle, poranek a ja piję gorącą czarną kawę i myślę co napisać.
Długi weekend za mną, bardzo nudny i źle skomponowany pod względem jedzenia.
Cieszę się, że mam go już za sobą i będę mogła się trochę podleczyć.
Zaszalałam, zrobiłam zakupy, między innymi 250 g malin, które wciągnęłam jadąc samochodem i 1 kg borówek amerykańskich, które etapami zjadłam do końca dnia. Było mi tak dobrze, ale wieczorem już tak fajnie nie było, tym bardziej, że w międzyczasie zjadłam obiad i kolację. Brzuch jak balon, zresztą jest do dzisiaj, nawet poranna toaleta nie dała rezultatów, no cóż za łakomstwo się płaci.
- śniadanie: kaszanka podsmażona na smalcu gęsim, kawałek papryki i mała cząstka awokado.
- drugie śniadanie: owoce, morze owoców i katastrofa gastryczna.
- obiad: pulpety z dzika w sosie z pomidorów i cukinii, gdyby nie moje uwielbienie do owoców to pewnie nic by mi nie było, a tak białko w towarzystwie warzyw zjedzone po owocach i zagryzione owocami nie wróżyło nic dobrego ...
- kolacja: frytki z ziemniaków usmażone na smalcu, pyyycha .... to tylko była kropka nad i ...
****
Kolejny dzień za mną i całe mnóstwo błędów, tylko jak nad tym zapanować jak ja jestem wiecznie głodna i wszystko żarłabym w końskich ilościach ...
Wciąż czytam książkę DDP pani Witoszek i mam mętlik w głowie. Po przeczytaniu tylu książek na temat jedzenia to ta książka wydaje mi się najtrudniejsza do zrozumienia.
Niby wydaje mi się, że coś zrozumiałam, a za chwilę po kolejnym tekście już nic nie rozumiem.
Jestem załamana, wciąż wyłącza mi się mózg!!! i przestaje racjonalnie myśleć i się zachowywać.
Przecież mogłabym kupić sobie tylko maliny albo tylko borówki i to w dużo mniejszych ilościach, ale nie ja muszę zeżreć naraz dużo a potem cierpieć i gdzie się w tym momencie podziewa mój zdrowy rozsądek? Wyjeżdża na wakacje albo strajkuje i mówi kup sobie babo te straszne ilości jedzenia, zjedz i cierp. No i masz babo za swoje. Brak mi słów, już nawet nie próbuje siebie usprawiedliwiać, tylko szukam sposobu jak skomponować jadłospis, żeby wiecznie nie podjadać.
- śniadanie: dwa jajka ugotowanie na twardo i krem z pomidorów, cukinii i papryki czerwonej z dodatkiem oliwy z oliwek, trudno było mi to zjeść, ale miałam taką ssawkę, że jak sobie przygotowałam śniadanie to byłam pewna, że zjem bardzo dużo a tak naprawdę tylko poskubałam
- drugie śniadanie: omlet słodzony bananem z dodatkiem truskawek, popity słabą, czarną kawą, znowu owoce, które przedłużyły tylko uczucie przepełnienia w brzuchu i wzdęć ciąg dalszy, wiem że jak tego nie wyrzucę do kosza to będę skubać cały dzień a brzuch będzie rósł z każdą łyżeczką włożoną do ust
- obiad: pulpety w sosie warzywnym
- kolacja: smażone małe kotleciki z piersi kurczaka i sos pomidorowy.
Wyczytałam w książce p. Witoszek, że psiankowate mogą podrażniać układ trawienny i powodować uczulenia. Po ostatnich daniach z ich udziałem następnego dnia miałam zatkane zatoki, katar i kichanie, podobnie jak po nabiale. Dlatego muszę na jakiś czas odstawić warzywa psiankowate, czy dobrze? Nie wiem okaże się za jakiś czas.
Podobnie robię sobie przerwę od jajek i bananów.
Wiem, że wytrzymam maksymalnie jeden dzień, ale dobre i to.
Owoce ogólnie źle znoszę, więc z wielkim bólem serca będę musiała na jakiś czas ograniczyć.
Może wystarczą trzy dni, a może trzeba będzie aż całego tygodnia ...
Zaczęłam sobie parzyć herbatę miętową i rumianek, świetna sprawa, poprawia u mnie trawienie.
18.08.16 zaczęłam brać algi morskie w postaci tabletek z firmy NOW.
Co jeszcze jadłam?
- krem z warzyw z rybą, zupa idealna, cała zrobiona z warzyw z listy foodmap dozwolonych, faktycznie czułam się po niej świetnie, żadnego bulgotania, przelewania, wzdęć czy uczucia ciężkości, aż mi było dziwnie, pozwoliłam sobie nawet na zjedzenie ptasiego mleczka ups,
ale nic mi po nim nie było.
- jajecznica na wędzonej słonie bez dodatków, nie trafione śniadanie, masakra w brzuchu
- sałatka z awokado, ogórka kiszonego, ogórka świeżego, szczypiorku, sałaty lodowej, doprawiona sosem na bazie oliwy z oliwek, żółtka i soli z kromką chleba z kaszy gryczanej niepalonej, pyyyycha i żadnych sensacji chociaż w sałatce było awokado, niedozwolone na diecie w pierwszej fazie.
- grillowany pstrąg - filet
- babeczki omletowe - żółtka utarte z bananami, białka ubite z solą na sztywno, połączone i upieczone w 130 st. termoobieg do złotego koloru i suchego patyczka, słodycz idealna i zero reakcji od strony brzucha
- między posiłkami parzyłam sobie herbaty ziołowe w różnej proporcji: mięta, melisa, werbena, rumianek
- kawę ograniczyłam do jednej porannej słabej i czasami na gościnie kuszę się na drugą, ale coraz rzadziej bo za bardzo drażni mi jelita
- tatar wołowy z ogórkiem kiszonym, wszystko ok.
- grillowana ryba z ogórkiem małosolnym, tu już poczułam lekki dyskomfort, ale nie wiem dlaczego, ponieważ i rybę i ogórki jadłam już wcześniej, no chyba że połączenie nie jest dobre
- omlet z bananem upieczony w piekarniku w 90 st.C, na początku było ok, ale w miarę upływu czasu czułam jak kwas rządzi w moim żołądku, wnioskuję, że mam źle zakwaszony żołądek
****
Ostatni weekend w połowie zaliczam do udanych, dlaczego tylko w połowie? Bo padało!!!!
I musieliśmy szybciej wrócić do domu.
Sobota:
Na śniadanie zjadłam małą babeczkę/omlet z bananami i rybę grillowaną z ogórkiem małosolnym.
Potem pojechaliśmy na festiwal smaku, tam generalnie skosztowałam tylko kawałek kiełbasy i posmakowałam wino, ale przed wyjazdem zdążyłam wciągnąć jeszcze jedną małą babeczkę, chyba się nimi już przejadłam, bo zrobiło mi się strasznie ciężko, obwiniam za to banana, na samym festiwalu zjadłam co zabrałam ze sobą, a mianowicie kolejną babeczkę, która tylko zaostrzyła objawy i zieloną sałatkę z gryczanym chlebem. Bardzo się męczyłam po tym jedzeniu, dlaczego tak ciężko jest mi zrezygnować z bananów ???!!!!!!!
Następnie wybraliśmy się do znajomych, wyruszyliśmy na pyszne jedzonko, ja zjadłam rybę pieczoną w piecu bez panierki tylko z odrobiną soli, pyszna, soczysta, do tego mix surówek z czego ja zjadłam tylko kiszoną kapustę, no i zamówiłam też frytki i to chyba nie był dobry pomysł, bo dołożyłam tylko mojemu biednemu żołądkowi, no cóż, za złe wybory zawsze trzeba płacić, ale nie żałuję, najadłam się jak nigdy, a że mnie wzdęło ... bulgotało itp....
Oczywiście wieczór zakończył się drinkami ze słodkim napojem co wydaje mi się też nie było zbyt dobrym pomysłem.
Niedziela:
Poranek masakryczny, brzuch jak w piątym miesiącu ciąży, myślałam, że nie dopnę spodni.
Ale nie dość mi było kłopotów, znowu do kawy zjadłam malutką babeczkę i zieloną sałatkę z chlebem gryczanym, to była kropka nad i.
Pomimo deszczu wyruszyliśmy w miasto, ja zjadłam tatara z łososia ... mega pyszny, w ogóle nie było czuć ryby i posiorbałam odrobinę zupy pomidorowej o dziwo nie była zabielona, taka trochę wodnista, bo zamówiłam bez makaronu. Deser to po prostu bomba toksyczna dla mojego układu trawiennego, bo skusiłam się na pyszne lody z bitą śmietaną i polewą zrobioną z jagód. Mmmmmm ale sobie dogodziłam .... pomimo tych wszystkich dziwnych rzeczy, które działy i nadal się dzieją w moim brzuchu nie żałuję żadnej zjedzonej potrawy. Żałuję tylko jednego, że brak mi silnej woli i tak szybko ulegam pokusom.
Może następny wpis będzie bardziej optymistyczny ....
Stwierdzam jedno: jestem uzależniona od jedzenia, jem kiedy jestem głodna i kiedy nie jestem głodna ... mam wrażenie, że postępuję tak jak bym się miała najeść na zapas, non stop mielę coś w buzi i ciągle tylko myślę o jedzeniu i co zjem za chwilę.
???
;*