19 listopada 2016

Żywieniowa metamorfoza cz.15


Witam ponownie i zapraszam do kolejnej lektury na temat mojego odżywiania i samopoczucia.
Może nie jest najciekawsza, ale liczę na to, że może jest ktoś kto ma podobne dolegliwości jak ja
i chętnie skorzysta z moich doświadczeń.


****

Ostatnio znowu sobie pofolgowałam, z okazji urodzin od mojej rodziny (która wie, że nie mogę czekoladek) dostałam właśnie dużo tych cudownych słodkości, którym zresztą nie mogłam się oprzeć. Najadłam się do bólu, dosłownie i w przenośni, brzuch jak balon, zero wizyt w toalecie, pryszcze na twarzy..... bez komentarza.


****

Bardzo lubię zupy na wywarze z kości.
Wywar głównie robię z wiejskiej kury, odcinam udka, wycinam piersi, reszta do garnka,
dodaję ziele angielskie, liście laurowe i gotuję, potem tylko przelewam wywar przez sito do innego garnka, obieram mięso z kości, dodaję ulubione warzywa i tak powstaje zupa.
Niestety mam po nich wzdęcia i straszne uczucie ciężkości.
Muszę spróbować zup bez wywaru na maśle klarowanym lub oliwie z oliwek.
Nie wiem, mam nadzieję, że to nie jest problem z jedzeniem gotowanych warzyw, a jedynie z kłopotliwym trawieniem wywaru na kościach.

Fakt jest taki, że ugotowałam sobie zupę krem z buraków, zabieloną mlekiem kokosowym i co?
I nic, jestem uratowana, zupy na bazie samych warzyw z dodatkiem masła klarowanego dają radę.

Dużo gotuję w wolnowarze.
Uwielbiam wszelkie gulasze, zupy i pulpeciki.


****

Muszę nadal uważać na owoce, był taki moment, że mogłam sobie pozwolić na małe jabłko w ciągu dnia i nic mi po nim nie było, teraz niestety dolegliwości wróciły, uporczywe wzdęcia, gazy i te dziwne odgłosy wydobywające się z mojego brzucha, czasami jest mi wstyd jak jestem w miejscu publicznym a tam takie coś....


****

Życie z ZJD nie należy do łatwych i coraz częściej odnoszę wrażenie, że pilnowanie tego co zjem będzie mi towarzyszyło do końca życia ...


****

Muszę się pochwalić, mamy zarezerwowaną zabawę Andrzejkową, nie byłoby w tym nic dziwnego, ale ja po raz pierwszy odważyłam się zadzwonić do restauracji z pytaniem o przygotowanie dla mnie jadłospisu bez glutenu i nabiału. I jakie było moje zdziwienie na odpowiedz pana kierownika.
Oczywiście nie było żadnego problemu, musiałam tylko drogą elektroniczną, czyli emailem wysłać informację na kogo była zrobiona rezerwacja, oraz moje imię i nazwisko a przygotują dla mnie oddzielne posiłki ... Jestem bardzo ciekawa czy tak faktycznie będzie ...


****

Byliśmy również w restauracji meksykańskiej w Gdańsku.
Dostaliśmy od naszej córki w prezencie voucher, mogliśmy wybrać sobie prezent
ze specjalnej strony i padło właśnie na kolację we dwoje.
Podczas rezerwacji stolika rozmawiałam z panią i również miło mnie zaskoczyła proponując
potrawy na tzw zamianę.
Zdecydowałam się na tą kolację.
Zostaliśmy bardzo miło przyjęci, jedzonko pyszne, oczywiście moje było bez glutenu i nabiału.
Pani bardzo się starała żebym była zadowolona.
Super!!!! Zaskakuję się coraz bardziej, bo do tej pory, jak gdzieś wychodziliśmy
i pytałam o jadłospis bez glutenu i nabiału to patrzyli na mnie jak na kosmitkę.
Może po prostu chodziliśmy w złe miejsca?

Cudownie, że są takie miejsca.

A zapomniałabym o jeszcze jednym fajnym miejscu, gdzie również można poprosić o przygotowanie posiłku w wersji bezglutenowej. Mam tu na myśli zwykłą, podrzędną smażalnię ryb w Mechelinkach.
Byliśmy tam już po sezonie, pani poinformowała, że ze świeżych ryb mają tylko dorsza, ja zapytałam czy usmażą mi go bez mąki pszennej, ona na to, że nie koniecznie się da, ponieważ ryba się rozpadnie, ale może mi obtoczyć fileta w mące kukurydzianej.
Zgodziłam się, zjadłam, była pyszna....
Może mąka kukurydziana nie jest do końca najlepszym rozwiązaniem, ale od czasu do czasu .... myślę, że mi nie zaszkodzi, a zjedzenie tak świeżej ryby graniczy z cudem, a tam wiem, że nie kłamią i jak mówią, że jest świeża to znaczy, że faktycznie tak jest.


****

Wróciła obrzydliwa zgaga.
Myślałam, że już ją okiełznałam, a tu masz ... niespodzianka ....
Znowu zaczęłam pić ocet jabłkowy z wodą przed śniadaniem, na razie jest spokój, ale na jak długo?


****

Odnoszę wrażenie, że mam alergię na jajka, pisałam już wcześniej o moich problemach po zjedzeniu jajek w każdej postaci. Postanowiłam je na chwilę odstawić i zjeść w najmniej oczekiwanym momencie. Miałam taką okazję, byłam na imprezie, na stole pojawiła się klasyczna sałatka jarzynowa, skusiłam się na jedną łyżkę i jakie było moje zdziwienie jak po kilku minutach po spożyciu dopadł mnie wodnisty katar, zatkane zatoki i kaszel, a co za tym idzie również łzy. Po kolejnych kilku minutach wszystko mi przeszło, ale nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie. Dlatego jajka znowu poszły w odstawkę.

Podobne reakcje mam po bananach, ciekawe dlaczego, co takiego jest w bananach co powoduje u mnie katar, kichanie i zatkany nos? Może to chemia .... ? Już długo ich nie jadłam właśnie z tego powodu, chciałam spróbować ... a tu znowu pech ... Trudno i je muszę odstawić.


****

Nauczyłam się robić naleśniki z mielonej kaszy gryczanej nie palonej z wodą.
Smażę je na smalcu i jem z musem owocowym lub w wersji wytrawnej.
Pierwsze, które zrobiłam kompletnie mi nie wyszły, ciasto zrobiłam zbyt płynne i podczas odwracania rozpadały się, ale były i tak super, bo bez jajek.
Wciągnęłam je błyskawicznie na słodko z musem z jabłek i mango oraz wytrawnie ze smażoną piersią z kurczaka i warzywami, nasyciły mnie na bardzo długo no i później nie czułam wilczego głodu ... mam tylko nadzieję, że i na nie się nie uczulę, bo się chyba załamię ...

Do miski wsypuję trzy czubate łyżki mąki z kaszy gryczanej, stopniowo dolewam wody i mieszam trzepaczką lub sprężynką, konsystencja jest trochę bardziej gęsta niż  klasycznych naleśników.
Trzeba wyczuć, zbyt płynne ciasto, naleśniki się rozpadną podczas próby przewrócenia na drugą stronę, natomiast zbyt gęste to wyjdą za grube. Tak źle, tak nie dobrze.
Płomień pod patelnią też trzeba wyczuć, jak jest za mały, naleśnik wysycha, pęka i klapa, nie ma jak obrócić. Za duży płomień, ciasto ścina się z zewnątrz, przy próbie obrócenia przykleja się do patelni i też jest problem. No i niestety musiałam się pogodzić z tym, że naleśniki są blade, nie mogę ich zbyt długo trzymać na patelni, bo wychodzą chipsy i nie ma możliwości zawinąć ich w rulon.
Po usmażeniu zawsze zakrywam je folią aluminiową żeby nie wyschły.

Jakkolwiek mi nie wyjdą to i tak je zjadam.
Ostatnio zauważyłam, że lepiej się smażą na suchej patelni, następnym razem wypróbuję.

;*