Składniki na 4 l. garnek:
morskie ryby (u mnie 10 fląder, łeb i kręgosłup od sandacza)
pęczek obranej i rozdrobnionej włoszczyzny
500 g pomidorów, sparzonych, obranych ze skórki i pokrojonych w kostkę.
kilka listków laurowych
kilka kulek ziela angielskiego
łyżka oleju kokosowego
łyżka oliwy z oliwek
1 średnia cebula
do smaku: sól, papryka lub pieprz, sok z cytryny,
świeża lub suszona natka pietruszki, ewentualnie kolendra
W 4 l. garnku rozgrzewam oba tłuszcze.
Cebulę obieram, kroję w piórka, podduszam do zeszklenia na małym ogniu.
Dodaję listki laurowe i ziele angielskie, zalewam wodą, gotuję.
Po ok. 0,5 godziny wyciągam ziele i listki.
Do drugiego większego garnka wkładam ryby, zalewam wodą i gotuję 10 minut od momentu zagotowania, ponieważ mam przewagę flądry, ona nie potrzebuje zbyt dużego czasu na obróbkę termiczną, jest delikatna i gotowana za długo po pierwsze się rozwali, po drugie wyjdzie sucha.
Gdy ryba będzie już miękka ostrożnie wyciągam ją łyżką cedzakową na duży talerz
i odstawiam do lekkiego przestudzenia, chodzi o to żeby się nie poparzyć.
Obieram dokładnie mięso starając się aby kawałki były możliwie jak największe
i wkładam je do miski.
Ości i całą resztę przekładam z powrotem do wywaru i gotuję ok. 1,5 godziny.
W tym czasie do pierwszego garnka dodaję włoszczyznę oraz pomidory,
uzupełniam wodą tylko do wysokości warzyw,
gotuję tyle samo czasu co wywar z ryb.
Po upływie wymaganego czasu do pierwszego garnka z warzywami
wlewam przecedzony przez gęste sito wywar z ryb,
mieszam, doprawiam, gotuję jeszcze chwile, tak aby połączyły się smaki.
Na koniec posypuję pietruszką lub kolendrą.
Każdemu wlewam miskę zupy, stawiam na stół a członkowie rodziny sami nakładają
sobie tyle ryby na ile mają ochotę.
;*