3 października 2016

Żywieniowa metamorfoza cz.13

Już chciałam przestać pisać, ale sprawia mi to taką przyjemność, że postanowiłam kontynuować,
tym bardziej, że przeżyłam już zlot motocyklowy, a bardziej dokładnie to zakończenie sezonu,
a do przeżycia mam jeszcze kilka imprez no i oczywiście święta.

Więc opisu jak dogaduję się z jelitami ciąg dalszy, zapraszam;-)


****

Ostatni wyjazd w tym roku za mną. Jest to oczywiście zakończenie sezonu motocyklowego.
Tak jak wyjazd w góry mogę uznać za udany, to zakończenie sezonu już nie koniecznie,
mam tu na myśli moje jelita a nie stricte samą imprezę.

Największym problemem jest to, że na takich wyjazdach nie mam opcji przygotowania sobie we własnym zakresie żadnego posiłku poza czymś na zimno, zabranie jakiegokolwiek mięsa też nie wchodzi w grę, ponieważ nie każdy pokój wyposażony jest w lodówkę.
Pokoje hotelowe, które są do dyspozycji gości nie mają kuchenek gazowych, a wzięcie swojej i zapakowanie jej do motocykla jest dość skomplikowane, nie nie możliwe, ale trudne.
Po za tym hotele mają zabezpieczenia przeciw pożarowe i bałabym się cokolwiek gotować.

W cenie pobytu były śniadania w formie stołu szwedzkiego i kolacje.
Na śniadania jadałam głównie jajka z warzywami a ostatniego dnia wędlinę i pasztet z warzywami.
Co jadłam na kolację: golonkę z indyka w warzywami oraz kotlet schabowy zrobiony
dla mnie bez panierki na patelni grillowej z kiszoną kapustą.
Zimnych zakąsek praktycznie nie jadłam poza surowymi warzywami w postaci sałat.
W między czasie obiady jadaliśmy na mieście. 
Co jadłam na obiad: pstrąg w foli z warzywami, grillowane mięso
oraz polędwiczki wieprzowe z surówką.

Może nie miałam zbytnio wzdętego brzucha, ale komfortu też nie było.
Dość ciężkie było to jedzenie i wielokrotnie czułam dyskomfort w brzuchu w postaci gazów, 
uczucia pełności a nawet bólu. Barowo - hotelowe jedzenie zdecydowanie mi nie służy.

Na szczęście zlot trwał tylko trzy dni i wreszcie moje jelita mogły odpocząć,
pierwsze co ugotowałam po powrocie do domu to zupa, lekka z samych warzyw na bulionie.


Zupa z dyni i cukinii:





Składniki:

340 g włoszczyzny /u mnie starta na drobnych oczkach bez pora, mrożona/
300 g dyni pokrojonej w kostkę /u mnie mrożona/
350 g cukinii pokrojonej w kostkę
900 ml bulionu /u mnie z dzika/
ok. 600 ml wody /do uzupełnienia/
sok z kiszonych ogórków
2 listki laurowe /opcjonalne*/
8 ziaren ziela angielskiego /opcjonalnie*/


Wykonanie:

Całość wykonana w urządzeniu Thermomix.
Do naczynia urządzenia włożyłam mrożoną dynię, mrożoną włoszczyznę, 
ziele angielskie i listki laurowe.
Zalałam bulionem i wodą do wskaźnika "max".
Zakryłam pokrywą, czas ustawiłam na 60 min. temp. 100 st. C, obr. 1.
Po upływie 20 minut zmniejszyłam temp. do 90 st. C.
Po kolejnych 10 minutach dodałam cukinię.
Po upływie 60 minut zdjęłam pokrywę urządzenia.
Zupę doprawiłam do smaku sokiem z kiszonych ogórków, solą himalajską,
pieprzem oraz odrobiną suszonych liści kolendry.
 Ustawiłam czas na 10 min. temp. 70 st. C. obr. 1.
Na koniec dodałam chlust oliwy z oliwek i zabieliłam odrobiną mleka kokosowego,
ale nie jest to konieczne.

Zupa nie wygląda zbyt apetycznie, dynia się rozpadła, w ogóle jej nie widać, ale jest smaczna
i przyniosła mi ukojenie po bardzo intensywnej eksploatacji jelit.

Jadłam ją między innymi na śniadanie z ugotowanymi na pół twardo jajkami.

*Jeżeli bulion jest ugotowany z zielem angielskim i listkami laurowymi nie ma potrzeby dodawania tych składników do gotowania zupy, w przeciwnym razie radzę dodać dla lepszego smaku.


****


Niestety od wyjazdu na zakończenie sezonu nie mogę dojść z jelitami do porządku,
a już myślałam, że daje sobie z nimi radę.
Do tego ciągle jestem zmęczona, śnią mi się koszmary i przez to rano wstaję jakbym
w ogóle nie spała, masakra.
Domyślam się, że to przez ten stan jelit, ale chwilami mam dość trzymania się
tak restrykcyjnej diety.

Pofolgowałam sobie ostatnio z węglowodanami w postaci chleba z ziemniaków
i mąki gryczanej, do tego dwa razy kupiłam gotową mrożoną zupę grzybową,
która obfituje z ziemniaki.
Oprócz tego upiekłam sobie ciasto na bazie wiórków kokosowych i musu z owoców.
Uraczyłam się śliwkami węgierkami, które uwielbiam i nie potrafię ich sobie odmówić.
 I wzdęcia jak ta lala...
Do tego waga poszła w górę!!!!!!!
Znowu muszę zrobić sobie przerwę od tych składników,
tylko jak uzupełnić węglowodany jak nie mogę ich jeść????
Zdaję sobie sprawę z tego, że człowiek pierwotny nie miał dostępu do węglowodanów.
To jak on funkcjonował?
Wyczytałam gdzieś kiedyś, że organizm jest wstanie sam sobie
wytworzyć węglowodany z pożywienia, ale czy mięso, jajka i warzywa w różnych
proporcjach z odrobiną tłuszczu mu wystarczą?
Gdzie zasięgnąć informacji???

Tak jak gotowanie dla mnie samej jakoś nie przychodzi mi z trudnością, zawsze coś sobie
wymyślę, nie jestem wybredna, to gotowanie a raczej wymyślanie potraw dla mojej
rodziny sprawia mi trudność, bo oni chcieli by jeść jak kiedyś i jak już coś takiego przygotuję
to często też się na to kuszę i czuję się po tym nie ciekawie.


****

Nie mogę sobie pozwolić i o czymś zapomnieć, czy po prostu powiedzieć,
że nie zrobię bo mi się nie chce, bo wtedy mam takie efekty jak opisane wyżej.
Czyli w moim przypadku zjedzenie szybkiej kanapki nawet z chleba bezglutenowego
czy zapchanie jelit ziemniakami nie wchodzi w grę.
Co rano przygotowuję sobie świeżą sałatę z oliwą, octem jabłkowym i solą.
Do tego zawsze mam w zanadrzu jakieś upieczone mięso, z reguły jest to udo z kurczaka
czy schab, od biedy może być pieczeń z mięsa mielonego.
Co któryś dzień gotuję sobie jajka na miękko i też dodaję do sałaty.

Bywa tak, że sałata zostaje mi do obiadu, ale jak nie to w tedy szykuję gotowane warzywa.


****

Dużo osób zachwyca się kawą kuloodporną.
Próbowałam ją pić wiele razy i na zmianę z olejem kokosowym
i masłem klarowanym, ale za każdym razem robi mi się po niej niedobrze.
Po zwykłej czystej kawie tego nie mam.


****


Znowu skusiłam się na słodkości, nie wiem, chyba jestem uzależniona.
Upiekłam sobie tort bezowy, na próbę, ponieważ niedługo są moje urodziny
i chciałam zrobić coś co i ja zjem.
Tort, a raczej torcik wyszedł za drugim razem i był mega pyszny, naprawdę.
O dziwo nic mi po nim nie było, zero reakcji.
Szczęśliwa, że może już mi przeszło upiekłam jabłecznik.
Zjadłam dość duży kawałek i niestety wróciły wzdęcia, zgaga i zmęczenie.
Czy ja kiedykolwiek będę mogła jeszcze jeść owoce???


****

Pogoda nas nie rozpieszcza, raz zimno, raz ciepło, raz słońce a raz deszcz i niestety rozłożyło
mnie jakieś choróbsko. W piątek kładłam się spać zdrowa a w sobotę rano obudził mnie
silny ból gardła. Co robić? Jak uniknąć zapalenia górnych dróg oddechowych i zapalenia zatok?
Piję kawę z miodem, masłem i żółtkiem, łykam tabletki o nazwie "RenoPuren zatoki",
oraz probiotyk SanProbi.
Dodatkowo raz dziennie biorę jedną tabletkę Multiwitaminy i jedną witaminę D3.
Czy pomogą? To się okaże za parę dni, jak na razie czuję się lepiej.


****

Przede mną kolejne wyzwanie, wyprawienie urodzin.
Mam już jakieś pomysły na dania, ale jeszcze nie do końca są sprecyzowanie.


;*