14 marca 2018

Przemiana /4 tydzień/

  Dzień 1 /07.03.18/

Kończąc wczorajszy dzień myślałam, że wyląduję w szpitalu.
Wieczorem jak wychodziliśmy do kina dostałam wypieków na twarzy.
Cały film czułam, że je mam i wiedziałam, że coś jest nie tak z ciśnieniem.
Faktycznie, jak wróciliśmy do domu to postanowiłam je zmierzyć
i doznałam szoku aparat wskazywał 146 / 87 puls coś ok. 70.
Normalnie to mam 100 / 60 w porywach 120 / 70 a tu taka niespodzianka.
Wypiłam koniaczka, nalałam sobie 0,5 l wody, usiadłam i wypiłam wodę dość szybko.
Nie minęło pół godziny i postanowiłam sprawdzić ciśnienie i mało nie zeszłam bo
aparat pokazywał wszystkie wartości o 10 więcej.
No to zaczęła ogarniać mnie panika, nalałam sobie kolejne pół litra wody
położyłam się i czekałam.
Wiedziałam, że jak zacznę sikać to ciśnienie powinno zejść.
Najgorsze, że nie chciało mi się do toalety chyba z tego strachu.
W końcu wzięłam 3 tabletki waleriany, wykąpałam się i za namową
męża zmierzyłam ciśnie trzeci raz i ku mojemu zdziwieniu górne było bez
zmian a dolne 101 no i puls wysoki.
Byłam tak ciężko przestraszona tym faktem, że zaczęło mnie gonić do
toalety, zamiast spać siedziałam na muszli.
W końcu wszystko się uspokoiło i zasnęłam z dziwnym piskiem w głowie.

Obudziłam się dzisiaj o 5.00 bo muszę być rano na mieście, ale nie
jestem do końca przekonana czy to był dobry pomysł.
Może powinnam się wyspać, dać organizmowi spokój.
W każdym razie dzień zaczęłam od malutkiego kieliszka koniaczku
i pół litra wody, moja babcia stosowała takie praktyki i żyła 97 lat.
Pewnie jeszcze długo będę się zastanawiać czego efektem było
to wysokie jak dla mnie ciśnienie, mam tylko nadzieję,
że nie jest to związane z jedzeniem.
Nie chce mi się liczyć tych wszystkich proporcji, albo stosować się
do konkretnych przepisów, ja chcę zwyczajnie jeść, czuć się świetnie
i korzystać z życia a nie ciągle się zastanawiać czy mogę coś zjeść
i czy mieści się w BTW.
Jak i gdzie znaleźć złoty środek?
Czy ja go w końcu znajdę?

- 0,5 l ciepłej wody bez soli

I posiłek godz. 6.30
- czysty rosół z resztką marchewki i pietruszki z cukiniowym
makaronem zblanszowanym na smalcu

- kawa ok. godz. 9.00
- woda

W ciągu dnia robiłam białą kiełbasę, mieliśmy klientów i zrobił się totalny
brak czasu na normalne jedzenie, więc przegryzłam:
- kawałek pstrąga w galarecie
- miał być dzień rybny a ja musiałam spróbować kiełbasy, więc na prędko
zjadłam kawałeczek, na marginesie wyszła meeeega.

II posiłek godz. 16.30
- filet z dorsza smażony na smalcu
- surówka niestety ze sklepu :-( nie miałam czasu na przygotowanie własnej.

- woda
- herbata

Padłam tego wieczora, dzień mnie wykończył.

Ciśnienie:
- godz. 10.30 - 133/80/80
- godz. 17.13 - 131/79/80
- godz. 18.09 - 134/85/78

Dzień 2 /08.03.18/

Pobudka 5.00
Wstałam z potwornym bólem głowy.
Zmierzyłam sobie ciśnienie i ku mojemu zdziwieniu było takie jak kiedyś,
czyli niskie, więc skąd ten ból?
Już jak się przebudzałam i zmieniłam pozycję w łóżku dobił mnie
ten potworny ból głowy, wręcz mnie obudził, taki pulsujący
na czubku głowy, kombinowałam czy zmiana ułożenia głowy coś zmieni,
ale nie było różnicy.
Dopiero jak wstałam to ból odrobinę zelżał.
Czyżby brak kawy we wczorajszym dniu dał mi w kość?
Fakt, jestem uzależniona od kofeiny i wczoraj postanowiłam
ograniczyć się tylko do jednej kawy.

- kawa
- woda

Wypita powolutku kawa trochę uspokoiła moją głowę, wyszło uzależnienie :-(
Trochę żałuję, że tak późno zainwestowałam w ciśnieniomierz.
Być może to podwyższone ciśnienie towarzyszy mi już od jakiegoś
czasu a ja nie jestem tego świadoma?
Tylko teraz pytanie, od czego? skąd taka zmiana?
Ja zawsze dobrze się czułam mając niskie ciśnienie.
A tu teraz taka zmiana i nie wiem skąd, czy to przez zmianę odżywiania?
Ale gdyby ciśnienie miało "się uzdrowić" i zbliżyć do tego co jest normą
to nie powinno wzrosnąć aż tak bardzo, bynajmniej tak mi się wydaje.
Ostatnio mam dużo pytań, na które nie mogę znaleźć odpowiedzi.
Ten mój wewnętrzny niepokój pewnie też robi swoje.

I posiłek godz. 7.30
- pieczarki podduszone na smalcu
- sałata rzymska podduszona na smalcu
- całość zalana gorącym wywarem

- woda

II posiłek godz. 14.30
- pstrąg w galarecie + surówka z białej kapusty
Byłam już taka głodna, że zjadłabym "konia z kopytami"
ale nie miałam zupełnie czasu na przygotowanie.
Dzień kobiet rządzi się u nas swoimi prawami ... :D

- kawa
- woda

III posiłek godz. 21.00
- 3 parówki owinięte w boczek i zapieczone

Dzień 3 /09.03.18/

Pobudka 4.00
- kawa
- woda

Jedzenie jakiegokolwiek posiłku tak późno jak to miało miejsce wczoraj
to nie najlepszy pomysł, śniły mi się jakieś bzdury i ogólnie wstałam
bardzo nie wyspana, ale wczorajsze jedzenie przez totalny brak czasu
było bardzo chude i najadłam się nim tylko na chwilę.

I posiłek godz. 6.15
- pieczarki, papryka, kapusta pak choi uduszone na smalcu zalane gorącym wywarem

- kawa
- woda

II posiłek godz. 14.30
- kotlet mielony usmażony na smalcu z cebulką
- buraczki na ciepło ze smalcem
- mix warzyw duszony na smalcu z przyprawami

- kawa
- woda

Dzień 4 /10.03.18/

Pobudka 5.00
- kawa

Ciężki dzień przede mną, mam do upieczenia trzy ciasta - zwykłe.
Wczoraj zaczęłam, zrobiłam sernik na zimno z serków waniliowych
z galaretkami, tu jakoś się udało nie podjadać, było tylko sprawdzanie
czy kolejne warstwy tężeją.
Dzisiaj będę piekła sernik, jabłecznik i pleśniak.
Jak ja dam radę nie smakować gotowe ciasto???
Będzie ciężko.

I posiłek godz. 7.00
- warzywa + wywar z nóżek

II posiłek godz. 16.00
- kotlet mielony polany tłuszczykiem
- buraczki na ciepło + fasolka szparagowa
Opchałam się tak, że nie mogłam się ruszać.

III posiłek godz. ???? impreza
- trochę bigosu
- trochę kabanosów
- trochę św. ogórka i pomidorów
- kilka drinków - wódka z wodą

Dzień 5 /11.03.18/

Ciężki poranek, oj ciężki..... ale wywar z makaronem z cukinii i kawa
podniosły mnie na nogi, jakoś zaczęłam funkcjonować.
Z ciasta, które wczoraj piekłam uszczknęłam tylko pleśniaka.
Wyszedł pyszny, aż nie mogłam odżałować, że nie mogę go zjeść.

Kolejny niedzielny posiłek to było sushi, wiem, wiem, same węgle,
ale nie mogłam się powstrzymać.

Dzień 6 /12.03.18/

Pobudka godz. 5.00
- kawa

I posiłek godz. 6.30
- wywar, resztka fasolki szparagowej, 3 żółtka a'la kluseczki

- kawa
- woda

II posiłek godz. 15.00
- udo kaczki polane tłuszczem
- buraczki na ciepło
- oszukana mizeria z ogórków bez śmietany

- kawa
- woda

Dzień dość spokojny, ale nie byłam pewna tych żółtek z rana.
Mam co prawda zatkany nos, ale tuż po zjedzeniu pierwszego
posiłku żadnej szczególnej reakcji nie było.
Nie wiem co o tym myśleć.
Chyba nie jestem jeszcze gotowa na jedzenie żółtek.
Po drugim posiłku jakoś mi ciężko na żołądku, jakby mnie wzdęło?
Dopadła mnie totalna zamuła, najchętniej położyłabym się spać.
A tak fajnie było w ciągu dnia.

Jutro ostatni dzień czwartego tygodnia, ale ten czas leci ...

Dzień 7 /13.03.18/

Pobudka 4.30
- kawa
- woda

Wieczorem zasnęłam jak niemowlę ok. 22.00 a obudziłam się tak wcześnie
i to sama, bez budzika, 6 godzin to jest taka norma dla mnie od zawsze,
nie może być ani mniej ani więcej.

I posiłek godz. 6.30
- kiełbasa słoikowa podgrzana w wywarze z kapustą pak choi.

- kawa
- woda

II posiłek godz. 14.30
- "makaron" z cukinii na smalcu
- sos pomidorowy z mięsa mielonego z cebulką i pieczarkami

- kawa
- woda

III posiłek godz. 19.00
- sałata /surowizna/ z okazji imienin /zamiast ciasta/

Zakończył się kolejny tydzień, różnie to bywało z tym jedzeniem,
generalnie jestem zadowolona jak na razie.
Waga co prawda stanęła na 59 kg, ale czuję się lżejsza,
spodnie są luźniejsze i ogólnie jest lepiej.
Mam więcej energii.
Niestety muszę pilnować tego co jem, nie ważę, ale zauważyłam
że jak przegnę z tłuszczem lub białkiem to mam problem
z trawieniem i przyspiesza mi wtedy bicie serca.
Miałam tak wczoraj, na obiad dołożyłam sobie
ekstra smalcu i mój żołądek nie mógł sobie poradzić.
Serce zaczęło szybciej bić i musiałam wziąć enzymy trawienne.
Na szczęście minęło.