6 maja 2016

Kilka ciekawostek z mojej żywieniowej metamorfozy

Na diecie bezglutenowej jestem od ok. 1,5 roku, na paleo od kilku miesięcy.
Cały proces leczenia jelit przebiega dość różnie, wręcz burzliwie.
Co mi dokładnie dolega to możecie poczytać tutaj a tutaj są przepisy wraz z opisem prawie co tygodniowym.

Wcześniej jadłam "normalnie", jak większość (pieczywo, wędliny, kotlety w panierce itp.), różnica polegała tylko na tym, że ja nigdy nie byłam miłośnikiem żywności przetworzonej (poza niektórymi wędlinami) i starałam się zawsze wszystko przygotować od podstaw w domu (piekłam sama chleby, bułki, ciasta, czasami robiłam kiełbasy i coś do chleba). Oczywiście nie do końca było tak różowo i mi zdarzały się wpadki.

Obecnie wędliny i kiełbasy kupuję dla reszty domowników, głównie dla moich dzieci, które są oporne na wiedzę i nie chcą odżywiać się zdrowo, nie zmuszam, już ten etap przerobiłam i osiągnęłam wręcz odwrotny skutek. Mam nadzieję, że kiedyś dorosną i do tego etapu w życiu, kiedy coś im zacznie dolegać i będą szukać przyczyny właśnie w swojej diecie, oby tylko nie było za późno.

Wróćmy do mojego wpisu.
Na początku mojej żywieniowej metamorfozy czułam się fantastycznie (pomijając momenty, gdzie moi znajomi, a w szczególności jeden, nie zaprzestawali nabijać się z mojej nowej diety).
Jak ręką odjął minęły bóle głowy, no po prostu sama w to nie mogłam uwierzyć!!!!
Przeszły biegunki, aż dziwnie mi było wychodząc z domu nie musiałam układać sobie planu drogi z toaletami.
Lekkie wzdęcia na początku były, ale potem w miarę posuwania się do przodu i one zniknęły.

Jedno co mi zostało i dziwię się, że nadal jest, bo rzekomo i to miało zniknąć, to co roczne zapadanie na zapalenie zatok. Choruję na nie odkąd pamiętam, zawsze w zimę muszę przez to przejść i w związku z tym zażywam antybiotyki.
Nie wiem dlaczego? I w tym roku miałam zapalenie zatok, które leczyłam antybiotykiem przez 10 dni, pod koniec kuracji strasznie bolał mnie już żołądek i miałam potworne wzdęcia, pomimo, że przyjmowałam probiotyk. Oczywiście znowu w jakiejś kolejnej mądrej książce przeczytałam, że od złego stanu posiadania dobrych bakterii w jelicie będzie się chorowało nie zależnie od stosowanej diety. I bądź tu człowieku mądry. Probiotyki przyjmowałam bardzo długo, ale efekty były opłakane.
Uczucie ciężkości, wzdęcia i te przeklęte biegunki powróciły a wraz z nimi ból głowy, może nie aż tak jak to było na początku, ale sam fakt, że wróciły nie były niczym miłym.

Postanowiłam zaszaleć i spróbowałam zastosować naturalne probiotyki.
Zaczęłam pić sok z kiszonej kapusty, naszukałam się gospodarza, który utwierdził mnie, że kisi kapustę tylko solą i nic po za tym niema. Uwierzyłam, bo niby czemu nie miałam uwierzyć?
Piłam ten sok o różnych porach dnia, raz mniej raz więcej i miałam po nim okropne wzdęcia, przelewania, takie ruchy jelit jakbym była w ciąży. Masakra!!!
Ale nie poddałam się i teraz wypijam ok. pół szklanki przed snem i w końcu nie mam tych okropnych objawów, rano wszystko ładnie przechodzi, zaliczam toaletę i jestem zadowolona.
Do tego zakupiłam w sklepie internetowym bakterie do własnego wyrobu jogurtu.
Robię go na bazie mleka kokosowego z dodatkiem cukru kokosowego. Wychodzi dobry, aczkolwiek trzeba się przyzwyczaić do kokosowego posmaku.
Mieszam z nim owoce, zrobiłam z jego udziałem sałatkę z pomidora, awokado, ogórka kiszonego, pomidora, papryki i szczypiorku, wyszła bardzo dobra, chociaż to nie to samo jak ze śmietaną.

No i myślałam, że już wszystko robię tak idealnie, że nic nie może się już wydarzyć.
A jednak, wzdęcia, przelewanie i takie ogólne rozbicie zostały.
Napisałam w grupie "jem paleo" na fb czy ktoś jeszcze ma takie objawy i okazało się, że prawdopodobnie za bardzo zaszalałam z komponowaniem posiłków.
Chyba przekombinowałam.
Dowiedziałam się, że nie powinnam łączyć owoców z białkiem, a ja to robiłam nagminnie myśląc, że robię dobrze. Teraz postanowiłam odpocząć od takich dziwnych kompozycji i wrócić do prostych i szybkich dań. Co z tego wyjdzie opiszę w innym poście.

;*