30 lipca 2016

Szynka z dzika - wędzona w domu






Jak już wiedzie z poprzednich postów na temat wędzenia w domu (klik) (klik) (klik), 
lubię od czasu do czasu coś sobie uwędzić.
 Nie jest to może mistrzostwo świata, ale jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi co się ma.
Tym razem wybór padł na szynkę z dzika.
Dobór przypraw uważam za trafny, szyneczka wyszła jak malowana, 
a smak ... z delikatną słodko - ostrą nutą ... szkoda, że nie mogę go przekazać przez monitor.

Gorąco polecam wszystkim tym, którzy nie mają opcji posiadania ogrodowej wędzarni.


29 lipca 2016

Ciasto czekoladowo - kokosowe




Musicie mi uwierzyć na słowo, to ciasto lepiej smakuje niż wygląda, naprawdę...
Miało być brownie z masą z mleka kokosowego, ale niestety nie wszystko
się udało w trakcie robienia i dzięki temu powstało ciasto,
które w smaku i konsystencji do złudzenia przypomina czekoladowy budyń.

Przepis trochę skomplikowany, ale raz na jakiś czas będę sobie na niego pozwalać, 
tym bardziej, że budyniu jakiegokolwiek nie jadłam już baaaardzo długo.



28 lipca 2016

Żywieniowa metamorfoza cz.7

Już brak mi sił na walkę, czasami mam ochotę się poddać i uznać moje dolegliwości trawienne za coś normalnego i przyzwyczaić się, że inaczej/lepiej już nie będzie. ;-(
Ciągle wzmagam się z brakiem energii, po przebudzeniu się mam wrażenie, że w nocy przejechał po mnie walec i przez to w ogóle nie wypoczęłam. Poza tym jestem w ciągłym jedzeniu, od śniadania po kolację non stop coś miele w buzi, to jest jakiś koszmar, no i te lody, nadal nie mogę się pozbyć tego nałogu, ciągle wołam o pomoc, ale znikąd ratunku... Dodatkowo zaobserwowałam u siebie bóle stawów w dwóch palcach jednej ręki oraz ból stawu w stopie u dużego palucha, oraz już kilka lat cierpię na coraz to silniejszy ból karku, który promieniuje na lewy bark.

Na szczęście moja druga natura nie pozwala mi na poddanie się i usilnie naciska na dalszą walkę.
W związku z tym wróciłam do przeczytania jednej z pierwszych książek jakie zakupiłam a mianowicie "Niebezpieczne zboża groźny gluten" autorstwa pani Bożeny Przyjemskiej.
Jest niezmiernie ciekawą pozycją jaką do tej pory przeczytałam, aczkolwiek ja nie wzmagam się z przeciwciałami na gluten, ale mam bardzo podobne objawy. Według pani Przyjemskiej są to typowe objawy nietolerancji pokarmowej co może skutkować również reakcjami na produkty krzyżowe.
Zaopatrzyłam się też w drugą książkę pani Przyjemskiej "Z daleka od mleka", mam nadzieję z jej pomocą skutecznie zrazić się do produktów mlecznych.


Zaczęłam też nastawiać (20.07.2016) kefir wodny aby uzupełnić bakterie jelitowe.
Tutaj znajdziecie dokładne informacje jak robić kefir wodny.
Jak na razie nie idzie mi najlepiej.
Na początku uparłam się, że 100 g rodzynek wystarczy aby zastąpić zwykły cukier do produkcji kefiru jak i dokarmiania samych alg, ale niestety bardzo szybko przekonałam się, że im taki rodzaj cukru nie wystarczy i zaczęły ginąć. Szybciutko poszperałam w internecie co można z tym zrobić i do następnego nastawu dosypałam cukier trzcinowy, ale i to nic nie pomogło, algi znikały w oczach.
Więc nie zastanawiając się długo zlałam co było, wybrałam wszystkie rodzynki, zrobiłam świeżą wodę ze zwykłym cukrem i sześcioma rodzynkami ...... Czekam co dalej ....
Obserwuję i obserwuję i wydaje mi się, że rosną... a może to tylko złudzenie?
Według przepisów znalezionych w internecie kefir powinien gazować, mój gazuje dopiero po powtórnym nastawieniu, a mianowicie po 48 godzinach zlewam go przez plastikowe sitko do plastikowej miski, przelewam do butelek i do każdej dodaję suszone owoce, zakrywam woreczkiem i dokładnie zakręcam wieczko, na drugi dzień mam napój gazowany.
Ostatnio wypiłam dwie szklanki tak przygotowanego napoju i na drugi dzień nie zdążyłam do toalety.
Nawet na trochę miałam prawie płaski brzuch, ale po zjedzeniu śniadania wszystko wróciło do stanu poprzedniego.

Po za tym zakupiłam sobie cztery gatunki ziół, które zmieszałam ze sobą i planuję pić wywar przed posiłkami.
A są to: czystek, dziurawiec, mięta pieprzowa i piołun. Tego ostatniego dałam najmniej, zwyczajnie jest tak gorzki, że boję się odruchów wymiotnych po jego wypiciu, może z czasem dosypię więcej.
Z piciem wywaru niestety nie idzie mi najlepiej, jak się zmuszę do wypicia jednej szklanki na dzień to jest sukces, jest ohydnie gorzki.

A i zapomniałabym, do każdej kawy wypijanej w domu dokładam łyżeczkę oleju kokosowego.
Z czasem mam zamiar zwiększyć dawkę do jednej łyżki, ale na razie musi tak zostać, ponieważ po większej ilości robi mi się niedobrze, boli mnie brzuch i tak na prawdę to nie wiem po czym bardziej, czy po kawie, czy po oleju kokosowym, czy obu na raz, a może to po prostu brak czegoś w żołądku co powinno się wytwarzać a się nie wytwarza.?

Wróciłam też do prostoty dań. Wydaje mi się, że ostatnio trochę przekombinowałam.
Czułam się całkiem nieźle jak robiłam sobie omleta z samych jajek bez dodatku jakiejkolwiek mąki.

Kiedyś też dodałam miód i banany jako słodzik i nic mi nie było, teraz jak zamieniłam go na cukier kokosowy i banany i dodam to tego jeszcze mąkę kasztanową, to mam wrażenie, że skacze mi po tym cukier, bo po zjedzeniu takiego posiłku od razu chce mi się spać.
Zauważyłam też, że po jabłkach w każdej postaci mam silną niestrawność, z resztą po większości owoców tak mam, ale z reguły jest tak jak przesadzę z ilością, a jabłko wystarczy, że zjem jedno i już brzuch mam jak balon, podobną reakcję zauważyłam po zjedzeniu brzoskwini - jednej.
Nie mogę też łączyć owoców z mięsem, reakcja podobna jak wyżej, zasypiam na stojąco, aż się boję co z tym moim cukrem się dzieje.
Moim wrogiem też jest cebula, surowej nigdy nie mogłam jeść, a teraz zauważyłam, że jak przegnę z ilością smażonej to brzuch mam jak balon i ciężko mi go wciągnąć.

Także na śniadanie do łaski wrócił klasyczny omlet z jajka i banana.
Gotowane na miękko i twardo jajka z dodatkiem pomidora, ogórka, awokado itp,
żadnych udziwnień.

***

Najważniejsze jest, że działam dalej i nie poddaje się !!!
Mam cichą nadzieję, że w końcu znajdę złoty środek ...

;*

24 lipca 2016

Kurcze pieczone




To właściwie jest wiejska kura, ale miałam problem z nazwaniem, więc musicie mi to wybaczyć.
Mięso dość proste w przygotowaniu, piecze się właściwie samo, tylko odrobinkę musiałam doglądać.
Czego chcieć więcej?


23 lipca 2016

Gulasz z dzika




Składniki:

1,8 kg mięsa
1 duży por
4 duże ząbki czosnku
kawałek imbiru
2 łyżeczki cukru kokosowego
grzyby suszone - spora garść
3 marchwie
mały seler
1 pietruszka - korzeń
olej kokosowy
mleko kokosowe

ulubione przyprawy: u mnie przyprawa uniwersalna, sól, pieprz


21 lipca 2016

Chleb z kalafiora






Na bazie przepisu na chleb z selera zrobiłam ten oto chleb z kalafiora.
W smaku ok. bardzo wyczuwalny jest kalafior, no nie jest zły,
na pewno trochę lepszy od tego z selera.
Jednak to nie jest mój smak i dlatego wiem, że nie zagości na moim stole na stałe,
może okazjonalnie, podobnie jak chleb z selera.
Nie wiem, ale jakoś nie przemawiają do mnie chleby z warzyw.
Eksperymentuję, szukam i dochodzę do wniosku, że nie jest mi dane jeść tego
typu chleby, zostanę, przynajmniej na razie, przy chlebie z kaszy gryczanej,
chociaż biorę pod uwagę, że i niego też zrezygnuję.


Składniki:

8 wiejskich jaj
świeży kalafior ok. 400 g (+)
100 g płynnego oleju kokosowego
100 g ziaren siemienia lnianego
pestki słonecznika lub inne ulubione
kminek cały
1 łyżeczka soli himalajskiej
1 łyżka octu
1 łyżeczka sody
mąka kokosowa +/- 4 łyżki


Wykonanie:

Kalafiora umyłam i podzieliłam na kawałki, przełożyłam do kielicha wysokoobrotowego blendera.
Dodałam olej, siemię lniane i sól. Całość zmiksowałam na najwyższych obrotach.
Dodałam jajka i znowu zmiksowałam na jednolitą masę.
Następnie w zależności jakie funkcje posiada blender można w nim kontynuować robienie 
chleba lub całość przełożyć do miski i dalej robić chleb mikserem.
Ja w każdym razie robiłam dalej w blenderze.
Dodałam ziarna słonecznika (ilość w/g uznania) i kminku (ilość w/g uznania), ocet i sodę,
wymieszałam na wolnych obrotach, nie chciałam już miksować całości.
Do tak przygotowanej masy, nie przerywając mieszania, dodawałam po łyżce mąki.
Masa musi być dość gęsta, ale też nie można przesadzić, ja zużyłam 4 czubate łyżki mąki, ale wszystko zależy od wielkości jajek, kalafiora jak i pojemności samej łyżki, moje są dość płaskie.

Ciasto przełożyłam do sylikonowej keksówki.
Chleb piekłam 1 godzinę w 200 st. C na pierwszej półce od dołu.
Generalnie do ulubionego stopnia przyrumienienia oraz suchego patyczka.

Wyjęłam prawie od razu po upieczeniu (nie chciałam się poparzyć) i studziłam na kratce.

;*

13 lipca 2016

Ciasto bananowo - jabłkowe






Składniki:

2 bardzo dojrzałe banany, takie z dużą ilością brązowych plamek
słodkie jabłka

8 jajek
szczypta soli
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżka octu jabłkowego

mąka kasztanowa
mąka kokosowa

prostokątna foremka sylikonowa


Wykonanie:

Banany obrać pokroić w plastry i rozłożyć w foremce sylikonowej.
Jabłka obrać, wykroić gniazda nasienne, pokroić według uznania.
Wypełnić foremkę owocami prawie do pełna.

Jajka wbić do miski, dodać sól i rozbełtać trzepaczką.
Dodać mąkę kasztanową w takiej ilości, aby po wymieszaniu z jajkami 
powstała konsystencja jak na naleśniki.
Następnie zagęścić ciasto mąką kokosową, musimy uzyskać konsystencję jak na placki.

Ale uwaga! Mąka kokosowa chłonie wilgoć i łatwo jest przesadzić z jej ilością, 
lepiej wsypywać po trochu i chwilę odczekać.

Dodać sodę i ocet, wymieszać.

Do gotowego ciasta przełożyć owoce z foremki.
Delikatnie przemieszać, tak aby wszystkie kawałki były dokładnie oblepione ciastem.

Całość przelać do foremki.
Wstawić do nagrzanego do 180 st. C piekarnika.
Piec ok. 1 godzinę, do zrumienienia i suchego patyczka.
Wyjąć ostrożnie z foremki od razu po upieczeniu.
Ostudzić na kratce.

Specjalnie nie podaję ilości jabłek ani mąk, dlatego że każdy ma inne wymiary foremek.
Podstawą są jajka, które łączą ciasto i banany, które słodzą ciasto, mąki również są słodkie,
więc moim zdaniem nie potrzeba dodatkowego słodziwa, no chyba,
że ktoś bardzo chce lub ma kwaśne jabłka, wszystko zależy od upodobań.
Konsystencję można by również uzyskać samą mąką kasztanową, ale jest trochę droga
dlatego taki wybór aby zagęścić jeszcze ciasto mąką kokosową.
Na upartego można również zrobić ciasto z samą mąką kokosową,
ale to już nie będzie to samo.
Wybór oczywiście należy do was, udanych wypieków.


;*

11 lipca 2016

Zupa kokosowo - porowa



Składniki:

2 pojedyncze piersi z kurczaka
1 duży por 
ok. 2 l. tłustego mleka kokosowego
3 marchewki
1 pietruszka
kawałek korzenia selera
gałązka selera naciowego
1 czerwona papryczka chilli
kawałek imbiru
2 ząbki czosnku

olej kokosowy
kurkuma, sól


8 lipca 2016

Zupa warzywna minestrone




Podczas pobytu we Włoszech miałam ogromną ochotę na zupę warzywną minestrone.
Wiedziałam od pani dietetyk, że ona jest czysta i mogę spokojnie ją tam zamówić.
Zupę jadłam w Polsce kilka razy we włoskiej knajpie i mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, do tego poczytałam trochę w internecie.
Udało mi się ją tam zjeść dwa razy z czego tylko raz mi smakowała.
Pierwsza zupa, tak podejrzewam, była z warzyw z puszki, znajdowała się tam fasola i wyglądała jak zaciągnięta mąką, chociaż kelner zapewniał, że nie ma w niej mąki.
Druga zaś zupa była z warzyw takich jak seler, cukinia, ziemniaki, marchewka, pomidory, 
ale kucharz dodał makaron, zjadłam wszystko oprócz makaronu, ponieważ byłam głodna.
Jako dodatek Włosi podają do niej tarty parmezan i oliwę z oliwek.

W domu zrobiłam bardzo podobnie, ale nie dałam nic glutenowego i podarowałam sobie parmezan.

Zachęcam do wypróbowania i komponowania z ulubionych warzyw.


6 lipca 2016

Pulpety w sosie pomidorowo - warzywnym




Składniki:

1 kilogram mieszanego mielonego
(u mnie wołowe, wieprzowe i cielęce)
3 jajka


Sos:

(w przypadku nie przyprawiania gotową mieszanką przypraw radzę dodać 
kilka kulek ziela angielskiego i liść laurowy, oraz kilka suszonych grzybów, 
a na koniec doprawić solą i czymś ostrym)
cebula pokrojona w piórka
2 duże ząbki czosnku drobno posiekane
olej kokosowy
300 g włoszczyzny 
(ja pęczek włoszczyzny miksuję w blenderze, dzielę między potrawy, a jak coś zostanie to mrożę)
700 g passaty pomidorowej

Dodatkowo: garnek o pojemności 5 l., mleko kokosowe


4 lipca 2016

Pasteryzowanie słoików na wyjazd




Jak wspomniałam w poprzednim poście wyjechałam z mężem i znajomymi
na dwa zloty motocyklowe, które odbywają się na polach namiotowych.
Zawsze zabieram ze sobą własnoręcznie przyrządzone jedzenie w słoikach.
Tylko tym razem miałam trudniej, ponieważ tam dokąd jechaliśmy były straszne upały 
oraz brak pewności czy na miejscu będzie dostęp do prądu i możliwość 
podłączenia turystycznej lodówki.

W związku z tym postanowiłam zawekować słoiki trochę inaczej niż zwykle,
Poszperałam trochę w internecie, dopomogła też moja skleroza
i w ten oto sposób miałam własne jedzonko na obu zlotach.


Żywieniowa metamorfoza cz.6

Spotkanie z dietetyczką w końcu doszło do skutku, bardzo mnie ucieszyło zainteresowanie pani moją skromną osobą. Żałuję tylko, że nie miała dla mnie gotowej odpowiedzi jak poprawić moje zdrowie.
Postanowiła metodą prób i błędów sprawdzać co tak naprawdę wywołuje u mnie takie wzdęcia.
Jedną z przyczyn jakie podejrzewa pani Joanna są pestycydy zawarte w warzywach i owocach.
Poleciła mi na początek bardzo dokładne mycie warzyw i owoców w specjalnej miksturze.
Następnie kategorycznie kazała mi odstawić nabiał, czyli w moim przypadku kefiry i lody.
No właśnie lody..... moja zmora i mega przyjemność. Tylko jak to zrobić jak one tak dobrze smakują?
Pani Joanna obiecała wysłać mi na e-maila przepis na oczyszczenie organizmu z toksyn za pomocą diety z kaszy jaglanej, która miała trwać 4 dni i przepis na miksturę do mycia warzyw i owoców.
Z nie wiadomych dla mnie przyczyn nie odezwała się do mnie do dzisiaj.

***

Pomimo, że ciągle mam wątpliwości, postanowiłam pić kefir rano na czczo, dzięki temu wypróżniam się regularnie i tak mi z tym dobrze, że nie chcę przestać, co nie zmienia faktu, że nadal nie wiem czy dobrze robię.... W planach mam zakup grzybka tybetańskiego za radą pani dietetyk. Zobaczymy...

***

Parzę sobie herbatkę z czystka na zmianę z zieloną (również zalecenie pani Joanny), piję je pomiędzy posiłkami jak mnie bierze ochota na jakieś przekąski, ale nie zawsze to się sprawdza.
Próbowałam nawet upiec chleb z kaszy jaglanej, ale poza wizualnie ładnym wyglądem w smaku jest mało ciekawy, poza tym wyszedł z niego gniot, tylko na brzegach był w miarę suchy...

Gotuję nadal jaglankę na wodzie z rodzynkami, suszonymi śliwkami, płatkami kokosowymi oraz migdałowymi, nie mam po takim śniadaniu wzdęć a i syci mnie na dość długo, czasami dodaję do niej mleko kokosowe jak mam.




Problem jest tylko w tym, że ja nie lubię jeść słodkich śniadań co dziennie.
Od czasu do czasu robię również jaglankę z warzywami.
Najpierw moczę woreczek 100 g kaszy przez noc, następnie gotuję do miękkości w/g wskazówek na opakowaniu, studzę. Potem podduszam na oleju kokosowym warzywa takie jak: cukinia, papryka, cebula, czasami pieczarki, całość mieszam ze sobą i doprawiam przyprawą uniwersalną.
Bardzo smaczne i sycące, ale też mam wzdęcia, więc jem to raczej rzadko.
Reszta jadłospisu bez większych zmian, wszystko jest na blogu, nic nowego nie wymyśliłam.

Kasze i ryże niestety nie są łagodne dla mojego układu trawiennego.
Po zjedzeniu potrawki z kurczaka z ryżem zamiast mieć mnóstwo sił witalnych opadłam z sił, energia mnie opuściła i nie mogłam się pozbierać nawet po wypiciu kawy.
Także wnioskuję, że mój organizm potrzebuje dużo energii do strawienia ryżu i widocznie kaszy też.

***

Jestem także po prawie dwu tygodniowym urlopie, który spędziłam z mężem i znajomymi na dwóch zlotach motocyklowych. Zloty były we Włoszech i w Austrii.
Było cudownie, piękne górskie tereny, mnóstwo przejechanych kilometrów i wesołych wieczorów.
Z takim towarzystwem można jechać wszędzie....
Jedyną barierą były dla mnie posiłki na mieście, oczywiście dużo jedzenia zabrałam ze sobą, ponieważ zloty odbywają się na polach namiotowych, ale większość dnia byliśmy po za i trzeba było zjeść przynajmniej jeden posiłek dziennie na mieście.

Tak jak pisała jedna z blogerek, zjedzenie we Włoszech czegoś bezglutenowego graniczy z cudem i po części miała rację. W restauracjach królowały pizze, makarony, lazanie itp. Tak na prawdę ja nie miałam co jeść i przeze mnie musieliśmy się sporo nachodzić żeby znaleźć menu, z którego dało się coś wybrać.
Na szczęście, dla mnie oczywiście, byli z nami znajomi, którzy perfekcyjnie mówią po angielsku i dzięki nim mogłam coś z karty wybrać i w miarę bezpiecznie zjeść.
I tak jadłam: sałatę polaną oliwą i octem balsamicznym, dwa razy jadłam zupę minestrone, z czego tylko jedna była naprawdę dobra, znalazłam też w menu grillowaną pierś z kurczaka z grillowanymi warzywami i to danie było naprawdę syte.

Ale nie do końca było tak różowo, zrobiłam sobie odpust i trzy razy skusiłam się na pizzę, no być we Włoszech i nie zjeść pizzy???? Tym bardziej, że cała reszta towarzystwa jadła a mi ślinka ciekła...
W przeszłości byłam pizzożercą, chlebożercą, bułkożercą itd...
W ostatni dzień przed wyjazdem do Austrii już w ciągu dnia coś było nie tak, ale i tak postanowiłam dopchać się pizzą i wieczorem zjadłam aż dwa trójkąciki z takim smakiem, że aż oliwa ciekła mi po rękach, moje łakomstwo skończyło się nie fajnie. Na następny dzień jak zbliżała się godzina wyjazdu czułam się strasznie. Brzuch jak balon, dziwne dźwięki wydobywające się z jego wnętrza, miałam takie odczucia jakbym się zatruła. W czasie jazdy robiło mi się słabo, miałam nudności i gęsią skórkę. Koszmar, nie mogłam sobie z tym poradzić. Musieliśmy się zatrzymać na autostradzie, trzy motocykle przeze mnie, czułam się dodatkowo źle, ale nie miałam wyjścia...
Już nigdy więcej nie dam się ponieść emocjom, onieeeeee!!!!!
To dziwne uczucie zatrucia trzymało mnie jeszcze dwa dni. Nikomu nie życzę czegoś takiego.
Teraz powoli dochodzę do siebie.